Stare polskie przysłowie mówi: Gość w dom, Bóg w dom. Co ono
znaczy? A no ni mniej ni więcej tylko: przyjmując gościa do domu przyjmujemy na
siebie Boże błogosławieństwo.
Taką sytuację słyszymy dzisiaj w liturgii słowa, kiedy to w
pierwszym czytaniu Abraham przyjmuje w gościnę trzech mężczyzn. Wręcz prosi ich
aby zostali u niego i przyjęli gościnę.
Dlaczego taka serdeczność ?
Zauważyć trzeba rzecz następującą: Abraham nie widział w tych gościach
ludzi, lecz samego Boga – nawet zwraca się do nich PANIE – czyli w liczbie
pojedynczej. Teologia katolicka upatruje tutaj przyszłego rozumienia i poznania
Boga w Trójcy Jedynego.
Abraham przyjął więc w gościnę samego Boga, który chciał się
zatrzymać u Abrahama, bardzo chciał. Abraham planuje zrobić dla gości podpłomyki
i poleca to swojej żonie. Potem idzie do swoich trzód i nakazuje słudze
przyrządzenie wybranej sztuki bydła…. To wszystko trwało…. Nawet jak było
szykowane szybko, musiało trwać ładnych kilka godzin.
Goście czekają … a gdy
już posiłek był gotowy Abraham podał do stołu, ale sam nie usiadł z nimi. Stał
z daleka i patrzył…
Najpierw Abraham zaprosił gości i przede wszystkim zobaczył w
nich Boga, trochę jak w przysłowiu, o którym mówiłem na początku. Miał w życiu
priorytety, Najpierw Bóg i szacunek Jemu należny, później sprawy przyziemne.
Drugi obraz, bardzo wyraźny i mocny daje nam Ewangelia –
obraz Marty i Marii i Chrystusa, który przychodzi do nich w gościnę.
Maria siada u nóg Chrystusa i słucha Go, natomiast Marta
krząta się po domu i szykuje posiłek itd… w dodatku ma pretensje do siostry, że
jej nie pomaga
Wtedy Chrystus naprawia relację, kieruje ją na właściwy bieg:
Maria wybrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. Wybrała Boga i
Jego słowo.
Patrzymy na tę scenę i co myślimy ? Najpierw Bóg, Jego prawo,
Jego przykazania, potem sprawy przyziemne. Nie znaczy, że nie są one ważne, ale
są zawsze drugorzędne, a czasami i trzeciorzędne.
Jak jest w naszym życiu? Co wybieramy? Kogo wybieramy?
Czy Chrystus jest dla nas najważniejszy? świadczenie o
Chrystusie w rodzinie, pośród nas – ma pierwszeństwo.
I czasami nam się wydaje, że rację miała Marta, która się
krzątała, bo przecież chciała ugościć Bożego Syna, swojego przyjaciela Jezusa.
Wszystko w porządku, ale nie może nam nic zagłuszyć Boga.
Nic nas nie może od Niego odciągnąć. „ORA ET LABORA” – módl
się i pracuj – powie na zasada zakonna… Najpierw jest modlitwa, potem praca.
Czasami wygórowane ambicje zasłaniają nam dostęp do Jezusa,
nasze wyobrażenia o osiągnięciu szczęścia bez Niego.
[Kiedyś podczas wakacji, gdy byłem klerykiem przyjechali do
mnie w gościnę, na kolację i nocleg dwa moi przyjaciele z roku. Kiedy rano
wstaliśmy, ja przygotowywałem sniadanie, a oni pili kawę i rozmawiali. Po
jakimś czasie, jeden z nich podszedł do mnie do kuchni i powiedział: Piotrze,
Piotrze. Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba nam, żebyś napił się z
nami kawy i porozmawiał.
Ta sytuacja pokazuje, że czasami nam się wydaje, że chcemy,
żeby wszystko było idealnie, przygotowane, podane. A czasami potrzeba, żeby się
zatrzymać przy naszych gościach, porozmawiać i zwolnić tempo.]
Tego nas uczy postawa Abrahama i postawa Marii – uczy nas
priorytetów.
Nie wolno nam wybierać między służbą a modlitwą, bo takiego
wyboru po prostu nie ma. To jest jedno. Służba i modlitwa są jednością.
Nie było winą Marty, że przygotowywała posiłek. Ona nie
umiała pokazać samej sobie, że Bóg jest dla niej ważny.
Naszym zadaniem jest wybierać Boga w każdej sytuacji naszego
życia. Wybierać Chrystusa. Jako pierwszego.
Ta sytuacja z Ewangelii uczy nas i przypomina, że nawet najbardziej uczciwa praca
może się stać przeszkodą do zbawienia, jeżeli będzie nas „odciągać” od
Chrystusa, od modlitwy, od słuchania słów Pana. Dobrze zrozumiał to święty
Paweł wypełniający „posłannictwo głoszenia słowa Bożego”, który przypomniał, że
naczelną wartością dla chrześcijanina jest „Chrystus pośród nas –nadzieja
chwały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz