Usain Bolt zwany
często „Błyskawicą” jest jamajskim biegaczem uważanym za najszybszego człowieka
świata. Był wielokrotnie mistrzem olimpijskim. Bolt, podobnie jak wielu
wybitnych sportowców na całym świecie, poświęca niezliczone godziny na trening,
uczy się i stosuje odpowiednią dietę po to, aby zrealizować swoje marzenia,
skupieni na osiąganiu dobrych wyników sportowcy podporządkowują temu celowi
swoje życie, zdobywając się na poważne wyrzeczenia. Czy myśleliście kiedyś o
tym, że jesteśmy wszyscy sportowcami, którzy biegną w najważniejszym biegu
swojego życia? Mamy przecież start, czyli nasz chrzest. Mamy metę czyli
zbawienie, mamy trenera czyli Jezusa Chrystusa. Mamy także tych, którzy nas
dopingują, aniołów i świętych. Oni liczą, że uda nam się kiedyś zobaczyć nasze
zwycięstwo w zawodach, tak jak my zobaczyliśmy ich zwycięstwo. Dopinguje nas
również rzesza wyznawców Jezusa.
I patrzymy dzisiaj na czytanie, które usłyszeliśmy o tym, że
mamy biec wytrwale w wyznaczonych nam
zawodach. Wytrwale biec w wyznawaniu wiary. A to jest o tyle trudne, że
czasami nawet członkowie naszej rodziny nie chcę żebyśmy brali udział w tym
biegu, żebyśmy wyznawali wiarę. W tym kontekście należy rozumieć słowa
dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi, że przyszedł poróżnić syna z ojcem i matkę z
córką. Wszystkich przyszedł poróżnić i pokłócić. Ale to nie koniec. Nie samo
poróżnienie jest celem samym w sobie. Celem tego poróżnienia, o którym mówi
Ewangelia jest troska o sprawy Boże, o wiarę. O to, żebyśmy podjęli bieg. Nawet
wtedy, kiedy członkowie najbliższej rodziny będą nas zatrzymywać i mówić – ten
bieg nie ma sensu, ta wiara nie ma sensu. Wtedy trzeba się pokłócić i
powiedzieć: ja wiem, że zawody mojego życia są moim powołaniem. Wiem, że bieg,
który chcę podjąć to wola Boga, a ja tylko Jemu ufam. W takim sensie rozumiemy
słowa Ewangelii Jezusa o tym, że nie przyszedł przynieść na świat pokoju, ale
rozłam. Każdy z wierzących, każdy z nas siedzących dzisiaj w ławkach w tym
kościele, i stojących obok ławek ma przynosić rozłam w swojej rodzinie. Rozłam
w sprawach wiary, rozłam wtedy kiedy nie wolno nam tolerować grzechu i nie
wolno nam tolerować świętego spokoju. Powiedzenie „dajcie mi święty spokój” nie
ma racji bytu w chrześcijaństwie. Nie ma świętego spokoju dopóki w jego imię
tolerowany jest grzech, który nie tylko przeszkadza nam biec w zawodach wiary,
ale uniemożliwia nam pracę nad sobą. Obojętność na grzech jest dużo gorsza od
nienawiści. W ogóle obojętność jest gorsza od nienawiści. Pytał mnie wczoraj
mój przyjaciel, który był u mnie w odwiedzinach: jak to jest w Warszawie? Jak
się idzie ulicą w sutannie to co ludzie mówią? Chwalą Jezusa czy raczej
bluźnią?
Z przykrością stwierdziłem, że są raczej obojętni. Wolałbym
gdyby mnie zmieszali z błotem. Nienawiść
jest objawem wyrzutów sumienia, które nienawidzący chcą zagłuszyć. A co czuje
ten, który już zagłuszył swoje sumienie? Taki człowiek jest obojętny. W tym,
który walczy działa jeszcze głos sumienia. W tym który się poddał już nie.
W naszych zawodach nie wolno nam się poddać. W połowie trasy
maratonu nie wolno nam powiedzieć, że już nie możemy, bo cel jest zbyt piękny,
bo celem jest nasze zbawienie. I o tym nam mówi dzisiejsza Ewangelia. Jezus
przyszedł rzucić ogień na ziemię. Człowiek wierzący ma płonąć wiarą, ma
wskazywać swoją wiarą drogę innym. Człowiek, który biegnie w zawodach
potrzebuje czasami ochłody, posilenia się wodą… w naszym biegu wiary są to
sakramenty. Ochładzają nas i dają nam
siłę do dalszego biegu. Spowiedź, Komunia Święta. Ale również pozostałe
sakramenty, do których czasami trzeba zachęcać usilnie tych, których spotkamy
na drodze naszej wiary.
I w tych sportowych porównaniach trzeba pamiętać jeszcze o
jednym: naszą konkurencją, w której występujemy jest maraton, nie sprint.
Trzeba więc biec równym tempem, bo inaczej nie osiągniemy celu, nie dotrwamy do
celu. Nie trzeba całej trasy pokonać w tydzień, w rok, w 5 lat. To Bóg wyznacza
nam czas. Biegnijmy wytrwale w
wyznaczonych nam zawodach przynosząc prawdziwy pokój w naszych rodzinach. Nie
pokój, który jest chwilowy i sztuczny. Nasze życie ma być ogniem, mamy płonąć
dla Pana w naszej codzienności.
Zakończmy nasze rozważania słowami modlitwy: Panie Jezu Chryste, chcę iść za Tobą
i naśladować Ciebie w mojej codzienności. Chcę biec w zawodach, które są dla
mnie wyznaczone. Pomóż mi wprowadzać prawdziwy pokój w mojej rodzinie. Naucz
mnie nigdy nie zadowalać się świętym spokojem i nigdy nie przymykać oczu na
grzech. Naucz mnie nazywać grzech po imieniu i walczyć z nim z Twoją świętą
pomocą. Nie wiem ile jeszcze drogi mi
zostało, Ty to wiesz Panie i Tobie się oddaję. AMEN!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz