Bardzo często współcześnie
widzimy Jezusa, który triumfuje, króluje, jest Bogiem. Chcemy go koronować na
Króla wszystkiego a zapominamy, że przede wszystkim ma on być królem naszego
serca, dopiero później zakładamy mu na głowę koronę wszechświata, której nigdy
nie przestał mieć. Trzeba nam też zobaczyć w Jezusie prawdziwego człowieka,
którym był i jest. Trzeba nam zobaczyć, że On również cierpiał, był samotny,
bał się, był przerażony tym co ma na niego przyjść, a nie odczuwał trwogę, bo niewiele nam mówi to górnolotne słowo.
Ta noc w Getsemani, nie jest
przeznaczona na sen. „Módlcie się,
abyście nie ulegli pokusie” mówi
Jezus do uczniów. I po raz kolejny wziął osobno trzech wybranych uczniów,
Piotra, Jakuba i Jana. Tych samych, którzy byli niegdyś świadkami przemienienia
Pana. Dzisiaj zobaczą rzeczy straszne. Chrystus idzie na mękę. Ona jest coraz
bliżej.
Jezus bierze więc ze dobą
swoich zaufanych przyjaciół. Chce im się zwierzyć z tego co przeżywa. Oni
jednak, mimo tego że słyszeli przerażającą prośbę Jezusa o modlitwę i wzajemne
czuwanie, nie są w stanie jednej godziny być przy Nim wytrwale. Podobnie jak
wielu ludzi nawet w niedzielę, nie jest w stanie być jedną godzinę na Mszy
Świętej. Jezus modli się w samotności. To jest chwila największej trwogi, największego
bólu człowieczeństwa. Jezus oddalił się na odległość rzutu kamieniem.
Współcześni nam teologowie powiedzą, że do tej pory Kościół, tak jak i jego
założyciel oddala się o zła tego świata na odległość rzutu kamieniem – i kamień
ten wielokrotnie w Kościół trafia. A nawet już nie jeden kamień, ale wiele
kamieni, kamieni kłamstwa i obłudy wśród ludzi wierzących, kamieni
niewytrwałości.
Po modlitwie Jezus wraca do
uczniów, a oni „zmorzeni snem, wszyscy
zasnęli”. Dlaczego i po co Jezus wrócił do uczniów? Trzykrotnie przerywał
modlitwę jakby szukał u nich wsparcia w swoim cierpieniu i samotności. A jak my
byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Pewnie szukalibyśmy pociechy i czyjejś
pomocne dłoni. A może cierpielibyśmy w samotności zagryzając z bólu zęby. Osamotniony
Chrystus, przerażony i smutny. Odeszli uczniowie i zostawili go samego, a w
dodatku w Kościół wciąż rzucane są kamienie…
Czego nas uczy ten obraz
Jezusa samotnego w ogrodzie? Czego na uczy ten obraz, gdzie Chrystus W OGRODZIE
jest do końca posłuszny Bogu, tam gdzie pierwszy człowiek w OGRODZIE rajskim
był posłuszny szatanowi.
Dlatego to się dzieje w ogrodzie. Dlatego
Jezus wybrał to miejsce aby tam się modlić tuż przed męką i śmiercią. Jezus chce nam pokazać, że nie można się bać
cierpienia. Współczesny świat boi się cierpienia, boi się patrzeć na chorych i
umierających ludzi, na cierpiących w bólach, na skazanych na śmierć, którzy są
tak bardzo samotni w swojej bezsilności. Świat boi się cierpienia ludzi
starych, niepełnosprawnych. Boi się cierpienia niewinnych matek i dzieci. Świat
się boi, bo nie potrafi zrozumieć, że cierpienie ma sens tylko wtedy, kiedy
odniesiemy je do Chrystusa i spojrzymy na Niego. Kiedy w naszym poniżeniu,
samotności i strachu ofiarujemy się naszemu Panu. Nie ma życia bez ofiary. Jaki
jest sens cierpienia? Jezus nie wyjaśnił nam go słowami – on wziął swój krzyż i
cierpiał. Przezwyciężył swój strach dzięki zawierzeniu. Zwyciężył samotność
dzięki oddaniu samego siebie woli Ojca. Nie jest to łatwe. Jest śmiertelnie
trudne, niewyobrażalnie niemożliwe. Dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego. Do
takiego uwierzenia zaprasza nas Chrystus. Bierze nas ze sobą do Ogrójca i prosi
nas: czuwajcie i módlcie się.
CZUWAMY? MODLIMY SIĘ ? pytajmy o sens cierpienia. Pytajmy o zasadność głodu i
wyzysku. Ale chociaż tę jedną godzinę zechciejmy czuwać z Jezusem. Abyśmy
naszego zmęczenia nie nazywali wtedy ulgą w eutanazji, abyśmy naszego
zniechęcenia i senności nie nazywali chęcią ulżenia w cierpieniu z dobrego
serca. Jezus nie uczył na słowami jak
mamy cierpieć i dlaczego. On „tylko” cierpiał.
Co roku w seminarium
duchownym w Warszawie jest organizowana sztuka teatralna. Wystawiają ją klerycy
trzeciego roku. W ubiegłym roku w grudniu sztuką tą był dramat Romana
Brandstaettera „Dzień gniewu”. Reżyser jednak zmienił tytuł sztuki aby
uwydatnić cierpienie Jezusa i znaczenie dla cierpienia człowieka. Dramat
opowiada o czasach wojny kiedy w zakonie dominikanów ukrywał się pewien Żyd
imieniem Emmanuel. Komendant miasta był
przed wojną klerykiem w Rzymie, jednak w czasie wojny zaciągnął się do SS.
Kiedy już odkrył, że Żyd ukrywa się klasztorze nakazał ojcom wydanie go. Gdy ci
nie chcieli się zgodzić Emmanuel sam ujawnił się i oddał w ręce komendanta.
Ten, aby go upokorzyć i zadać ból ubrał go w zerwaną z okna zasłonę rudego
koloru a na głowę włożył mu wieniec z drutu kolczastego. Wyśmiewał się z niego,
pluł na niego a ojcowie patrzyli tylko. Każdy bał się ruszyć z miejsca z obawy
przed reakcją nieobliczalnego komendanta SS. Gdy skończył z niego szydzić,
zostawił ich wszystkich i odjechał. Jednak pod klasztorem czekała grupa
partyzantów, którzy już wcześniej wydali wyrok śmierci decyzją AK na tego
komendanta. Znakiem rozpoznawczym, że opuszcza on klasztor miało być zerwanie z
okna rudej zasłony. Komendant został zastrzelony przez partyzantów. Żyd
natomiast stanął pod ogromnym krucyfiksem w klasztornym korytarzu i patrząc na
postać Jezusa zapytał ojców: DLACZEGO JEZUS BYŁ DO NAS LUDZI TAKI PODOBNY ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz