Wyobraźmy sobie, że
jesteśmy w ciemnym
pomieszczeniu. Nie widać zupełnie niczego, ponieważ rzeczy w tym miejscu nie
mogą odbijać światła słońca czy jakiegokolwiek innego. Jest to miejsce zupełnie odcięte od reszty
świata. Po wyjściu z tego, nazwijmy to, pokoju – nie możemy od razu
przyzwyczaić wzroku do jasności.
Podchodzimy do okna i widzimy, że dzień jest bardzo słoneczny i na
zewnątrz jest niebywale jasno, ponieważ słońce odbija się od śniegu i blask
jest większy niż zwykle. Zarówno w zupełniej ciemności, jak i w bardzo jasnym
świetle efekt jest taki sam: niewiele, albo niczego nie widać.
Abraham w pierwszym
czytaniu dzisiejszym usłyszał od Boga obietnicę, że potomstwo, którym Go Bóg
obdarzy będzie bardzo liczne, jak gwiazdy na niebie. Możemy sobie wyobrazić
wielką radość ale i niedowierzanie Abrahama. On i jego żona w podeszłym wieku.
Nagle słyszą, że będą mieli liczne potomstwo. Nie dziwne więc, że nie uwierzył
Panu Bogu tak od razu i prosił Go o znak dla siebie. I Pan Bóg, cierpliwie
obiecuje dać znak niedowierzającemu Abrahamowi. Obiecuje zawrzeć z nim
przymierze według zwyczaju prawa, poprzez ofiarę ze zwierząt i przejście
pomiędzy ich połowami w słupie ognia. I zawiera to przymierze. Jednak wcześniej
dochodzimy do pewnego momentu bardzo istotnego w tym tekście z Księgi Rodzaju.
Oto Abraham naszykował zwierzęta na ofiarę i czekał na Boga, kiedy przejdzie
pomiędzy nimi. A gdy tak czekał –
zasnął. Zaśnięcie to jest bardzo symboliczne. Wiele razy pojawi się motyw snu
na kartach Pisma Świętego. Abraham zasnął, kiedy ogarnął go lęk, albo można
też powiedzieć inaczej – ogarnął go lęk i zasnął. Ten sen jest symbolem
trudności w życiu, trudności w wierze. Abraham się zbliża do niemal
najważniejszego momentu w swoim życiu do zawarcia przymierza z Bogiem. I zasypia,
traci wiarę, którą później Bóg w nim umacnia. Tę wiarę później Bóg w szczególny
sposób wybierze, aby była przykładem dla innych.
Podobnie zasnęli też
uczniowie, których w Ewangelii zabrał ze sobą Jezus. Wziął ich osobno na górę i
poszedł się modlić. A oni zasnęli. Znajdowali się tak blisko świętości, tak
blisko Chrystusa i pojawił się sen, który tutaj również może oznaczać pewną
niegotowość na przyjście Jezusa, na przyjęcie jego słowa. A w tym czasie Jezus
się przemienił, jego oblicze się rozjaśniło i szaty stały się lśniąco białe –
objawił siebie jako Boga uczniom. Nie do końca byli jeszcze gotowi Go przyjąć
jako Boga. Mimo, że często Jezus brał ich osobno ze sobą na modlitwę. I tak
samo Ci trzej uczniowie Piotr, Jakub i
Jan zostali zabrani przez Jezusa osobno, na miejsce modlitwy w Ogrodzie
Oliwnym. I również zasnęli. Na co tym razem nie byli gotowi? Może na mękę
Chrystusa? Na to, żeby ich ukochany mistrz podjął cierpienie?
Ten sen uczniów i sen
Abrahama jest bardzo znaczący, ponieważ we wszystkich przypadkach poprzedza lub
towarzyszy bardzo ważnym znakom i wydarzeniom. Przymierzu Abrahama z Bogiem,
przemienieniu Jezusa na górze Tabor, nadchodzącej męce. Bardzo często w naszym życiu wiary pojawiają
się ciemności i trudności. Wtedy wydaje nam się, że znajdujemy się tym ciemnym
pomieszczeniu, wydaje nam się, że Bóg się od nas oddalił. Jednak to nie
nieobecność Boga sprawia, że Go nie widzimy, ale nasze grzechy, jeśli im się
poddajemy oddalają nas od Niego. Tak samo jak drzwi do ciemnego pokoju. Trzeba
otworzyć drzwi, aby wpuścić trochę światła do pomieszczenia. A odnosząc to do
naszego życia, trzeba się nawracać nieustannie abyśmy byli zawsze świadomie w
zasięgu Jezusa. Tak samo kiedy stajemy w bardzo jasnym świetle. Nie dlatego nie
widać nic, że jest ciemno, ale dlatego, że nas to światło oślepia. A w naszej
wierze często wygląda to tak, że stoimy bardzo blisko Boga, ale nie widzimy go
nie dlatego, że Go nie ma, ale dlatego, że jesteśmy tak blisko Niego. W obu
sytuacjach człowiek odczuwa od Pana oddalenie. Abraham i uczniowie Jezusa
również takie oddalenie przeżywali. Jednak jednocześnie stawali akurat w tym
momencie bardzo blisko Boga. I zdawało się, że mogą Go nie zauważyć.
W każdej sytuacji naszego
życia jest przy nas Bóg. Nie opuszcza nas, pomimo tego, że czasami nie
odczuwamy Jego obecności. On jest i działa i cały czas zaprasza nas do tego
żebyśmy chcieli z nim żyć. Przemienia się wobec nas i ukazuje nam swoje
oblicze. Patrzmy na Chrystusa. On jest obecny w świecie. Obecny w biednych, w
chorych, obecny w tych, którym pomagamy. Obecny w każdym człowieku. W każdym
człowieku jest coś z Boga, bo jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Każdy
jednak jest powołany do tego, aby wpatrywać się w oblicze Pana Jezusa. Powołany
do tego, żeby mu towarzyszyć w drodze na Golgotę, w drodze na mękę. Mamy się
odnawiać. Nasze oblicze ma być jaśniejące blaskiem Chrystusa. A jak to
zrobić? Wyznawać Chrystusa, szczególnie
w małych i zdawałoby się niepozornych rzeczach, sprawach działaniach. Czuwajmy,
nie bądźmy jak ludzie oddaleni od Boga. Mamy być blisko Niego.
Wtedy jesteśmy umiłowanymi
uczniami Pana Jezusa, kiedy jesteśmy blisko Niego i nie zasypiamy w naszych
grzechach. Kiedy nie przegapiamy naszej kolejnej szansy na zbawienie jaką daje
nam kolejny Wielki Post, który przeżywamy. A przykład takiego życia w blasku
Jezusa daje nam święty Paweł w drugim czytaniu: „Bracia, bądźcie wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w
tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas”. Wpatrujmy się
w Jezusa, w świętych, w tych, którzy przewodzą naszej wierze. Wpatrujmy się
w każdego człowieka, który wypełnia wolę Boga, dla którego Bóg jest wszystkim. A
Pan Bóg spełnia obietnicę swojego przymierza. Pomimo snu, który zmorzył Piotra,
Jezus uczynił go głową Kościoła na ziemi. Pomimo snu jaki zmorzył Abrahama, Bóg
uczynił go ojcem narodów. Oni chcieli iść za Bogiem, chcieli się cały czas
nawracać. Zechciejmy i my, patrzeć na oblicze Jezusa. Zechciejmy stale być w
zasięgu Jego obecności
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz