sobota, 22 września 2012

Zapowiedź

z Ewangelii według Świętego Marka z rozdziału dziewiątego...

"Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: O czym to rozprawialiście w drodze? Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".




Ludzkie zmysły mają to do siebie, że potrzebują doświadczenia, aby uwierzyć. Potrzebują naocznie, namacalnie stwierdzić jakąś prawdę... poznanie zmysłowe ...

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mąż wraca z pracy do domu. Gdy wychodzi z firmy dzwoni do niego zdenerwowana żona i wręcz krzyczy do słuchawki, że była na badaniach w szpitalu i okazało się, że ma raka i zostało jej 2 miesiące życia. Mąż ze stoickim spokojem odpowiada: - Naprawdę ? Chyba to nie do końca tak jest. Nie uwierzę dopóki nie zobaczę wyników badań...
Czy ten człowiek nie ufał żonie ? Nie kochał jej i syna ?  Z pewnością ich kochał, ufał i troszczył się o nich, był im oddany, bo ciężko pracował na życie. Dlaczego im nie uwierzył ? Dlaczego koniecznie chciał zmysłowo doświadczyć tego o czym mówiła przez telefon zdenerwowana żona?
A co z uczniami Jezusa ?  Pan mówi im o swojej przyszłej męce, o śmierci o wydaniu w ręce ludzi i wreszcie o zmartwychwstaniu. Mówi o tym, że dzieło odkupienia człowieka aby się mogło w pełni dokonać musi zawierać mękę, śmierć i zmartwychwstanie ... a oni nie rozumieją.
Nie rozumieją i w dodatku boją się pytać. Może nie dowierzają? Może są przekonani, że niemożliwe jest, że kiedyś jacyś ludzie zabiją ich mistrza ? Tak samo jak nie dowierzał mąż, któremu żona przez telefon powiedziała o swojej chorobie. Przecież oni kochają Jezusa. Boją się Go stracić. Mąż także kocha żonę, nie wierzy, że po 15 latach razem może ich rozdzielić śmierć. Boi się przyszłości. Uczniowie też boją się przyszłości. 

Jezus poprzez zapowiedź swojej męki uprzedza nas wszystkich, że nie da się uniknąć śmierci, czasami długotrwałej choroby. Przygotowuje nas na swoją i naszą śmierć doczesną. Trudne to słowa, wymagające ufności Bogu w obliczu utraty wszystkiego. Może nawet brzmią obco.
A kiedy przychodzi czas próby, czas choroby i cierpienia, kiedy ktoś już podjął swój krzyż, kiedy wyrzekł się siebie i jak dziecko, które Jezus podał za przykład zaufał Bogu, zapowiedź męki i Zmartwychwstania Jezusa nie brzmi już obco. Nie jest niepojęta, ale staje się pocieszeniem. Obietnicą. Nauką dającą nadzieję. 

Co jednak robią uczniowie, kiedy są w drodze ? ....

Sprzeczają się, kto jest największy z nich. 
I Jezus ich znowu zaskakuje... może nawet niektórych bardziej niż wcześniej. Stawia przed nimi dziecko i podaje im za wzór. Dlaczego akurat dziecko ? Ten kto potrafi dać dziecku miłość, wychować je, pokochać takie jakie jest - ten będzie wielki. Ten wielki jest już teraz. 
Znaczącym jest tutaj fakt, że "Jezus objął dziecko swymi ramionami" - co znaczy, że ukazał je jako potrzebujące miłości.  Współcześnie rodzina i wychowanie dzieci nie są popularne. Ludzie zajmują się karierą, stanowiskami, wszystkim innym tylko nie miłością. Sprzeczają się między sobą o to kto jest największy. Kto zasługuje na to i owo.  
W pierwszych wiekach chrześcijanie bardzo troszczyli się o wychowanie dzieci. Otaczali je miłością i wychowywali w duchu służby drugiemu człowiekowi, w duchu miłości. Prawdziwa miłość, do jakiej nawołuje Jezus, potrafi służyć i wtedy jest się naprawdę wielkim w oczach Boga. 

Ludzie współcześnie często sprzeczają się jak uczniowie, kto chce być największy i pierwszy. Wszelkie kłótnie i spory ustają kiedy stajemy pod krzyżem Jezusa - pod największym znakiem miłości. Miłości, która służy, miłości, która wychowuje, miłości, która wymaga. Kiedy stajemy pod krzyżem Jezusa, który on zapowiada. O którym mówi, że życie nie jest od niego wolne. A kiedy już przychodzi doświadczenie w życiu i potęgują się trudności, nasze zmysły przestają nie dowierzać w to co się dzieje. Uczniowie widząc Jezusa na krzyżu, już się nie spierali o pierwszeństwo i wielkość, bo nauczyła ich służby miłość z krzyża. Mąż, który nie wierzył w chorobę żony już nie jest niedowiarkiem, bo czuwa przy łóżku chorej żony w szpitalu. Ludzie, którzy do tej pory mieli w pogardzie rodzinę już nauczyli się kochać dzieci i widzieć przyszłość w życiu rodzinnym, bo w ogromie zajęć zaczęła im doskwierać samotność. 

To Miłość, której świadkami jesteśmy uczy nas kochać. Miłość przez duże M. Tą miłością jest Chrystus. Módlmy się o taką zdolność do miłości jaką miał nasz Pan. Módlmy się o odwagę przyjmowania krzyża w naszym życiu. Abyśmy słysząc zapowiedź Jezusa, w której mówi o męce, śmierci i zmartwychwstaniu umieli kochać jeszcze bardziej, bez lęku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz