Wczoraj przeczytałem takie słowa:
Szedłem ulicą, miałem w ręku
różaniec. Niestety przez nieuwagę upadł mi on i wpadł do brudnej kałuży. Podniosłem
go szybko, zawinąłem w chusteczkę i pomyślałem, że umyję go w domu. Poszedłem
dalej, kończąc odmawianie różańca na palcach. Gdy wróciłem do domu, zapomniałem
o nim zupełnie. Kiedy znów wychodziłem na zewnątrz i chciałem założyć czapkę –
różaniec w chusteczce wypadł znów, tym razem na podłogę. Postanowiłem go
wyczyścić i włożyć do kieszeni wreszcie czysty i gotowy do użycia. Tak też
zrobiłem, jednak brud, nie schodził tak łatwo spomiędzy łańcuszka i paciorków.
Udało mi się go jednak umyć i schowałem do kieszeni w duchu przepraszając Pana
Boga za tę nieuwagę.
Dzisiaj w niedzielę chrztu Pana Jezusa wspominamy jak Chrystus wszedł do
Jordanu, aby przyjąć chrzest od swojego krewnego - Jana Chrzciciela. Wody tej
rzeki obmywały grzechy ludzi. Grzechy te niejako zostawały w tej wodzie. W ogóle
woda dla Żydów miała wielorakie znaczenie. Woda stojąca była symbolem siedliska
grzechów, śmierci. Woda płynąca natomiast – tak jak na przykład rzeka –
obmywała z grzechu, była symbolem życia, zmiany. Jezus stanął w rzece aby wziąć
na siebie grzechy ludzi. Wziąć je na ramiona i zanieść na krzyż, aby tam
zostały zupełnie zgładzone. Jezus wziął nasze grzechy i dał nam Ducha Świętego,
aby nas umacniał. Wspominamy tutaj również nasz chrzest, który oczyścił na z
grzechu pierworodnego. Nasz chrzest dzięki któremu staliśmy się uczestnikami
nowego życia w Chrystusie, uczestnikami radości z tego, że nasze grzechy zostały
odpuszczone. I te które były i te które wciąż popełniamy. Chrzest jest tą naszą
czystą szatą, szatą nowego życia, o którą wciąż trzeba dbać. Nasza dusza jest
jak różaniec wpadający do kałuży. Trzeba ją umyć i wyczyścić w spowiedzi. Nie
wystarczy zawinąć w chusteczkę i zapomnieć. Dusza człowieka potrzebuje
oczyszczenia z grzechów, które popełniamy z ludzkiej ułomności. Jezus nie miał
grzechów, nie mógł grzeszyć Bóg, dlatego chrzest który przyjął jest takim
szczególnym ukazaniem Jego miłości do nas, jego bliskości człowiekowi w
codziennym życiu. Jezus nie stoi z daleka i nie obserwuje nas jak sobie radzimy
w życiu. Ale przychodzi i daje nam ratunek, bierze nasze grzechy, leczy nasze
słabości cielesne i duchowe. Jezus nie staje nad nami i nie mówi – zobaczcie jaki
jestem piękny – masz problem z mężem, z żoną ? to popatrz jaki jestem piękny…
to nie jest postawa Jezusa. Postawą Jezusa jest wzięcie na siebie słabości. On
przychodzi do nas, do naszych domów. Przychodzi do naszych codziennych trudów. Do
problemów materialnych, duchowych. Nie stoi z daleka, ale staje w centrum
naszej słabości.
Kończymy dzisiaj okres Bożego
Narodzenia. Dzisiaj kiedy wspominamy kolejne stanięcie Boga między nami, tym
razem w rzece Jordan, trzeba też zwrócić uwagę na łaskę chrztu świętego, którą
każdy z nas otrzymał. W czasie chrztu Jezusa zstąpił na Niego Duch Święty, w
postaci niby gołębica. Zawsze kiedy w Piśmie Świętym jest mowa o
Duchu Świętym pojawia się słowo „niby” „jakby”. W Czasie Zesłania Ducha
Świętego słyszymy słowa: „dał się słyszeć z nieba szum jakby uderzenie wiatru”
oraz „ukazały się języki jakby z ognia”. To z pozoru mało ważne słowo wskazuje
na to, że Duch Święty przychodzi ze swoją łaską nie w sposób, który podlega
ludzkiemu rozumowaniu. Przychodzi do nas z niewidzialną łaską, która daje początek
naszemu życiu wiary, naszej wierze… Duch Święty zostaje nam dany od Ojca.
„Z nieba odezwał się głos – Tyś jest mój Syn
umiłowany, w Tobie mam upodobanie” – słyszymy w ostatnim zdaniu Ewangelii. A są to słowa również do nas
skierowane. My jesteśmy umiłowanymi synami i córkami Boga. Właśnie dzięki
przyjęciu chrztu świętego. Jesteśmy umiłowanymi córkami i synami Boga kiedy
nawracamy się i odwracamy od naszych grzechów. Jesteśmy umiłowanymi córkami i
synami Boga kiedy powracamy do naszych zobowiązań, jakie my sami lub w naszym
imieniu podjęli w czasie chrztu rodzice i chrzestni. Jesteśmy umiłowanymi
córkami i synami kiedy żyjemy wiarą, kiedy pokazujemy innym ludziom co znaczy
nasza wiara, kiedy pokazujemy jaka jest nasza wiara. Przeżywamy
rok wiary…. Sam papież Benedykt XVI powiedział, że chrześcijanin nie może
powiedzieć, że wiara jest jego prywatną sprawą. Doprowadzanie innych do wiary jest też naszym zadaniem, które zostało
nam postawione na chrzcie świętym. Doprowadzać do wiary dziecko mają
rodzice i chrzestni. To jest ich bardzo ważne zadanie, którego z resztą sami
się podejmują. Oczywiście zawsze współpracując z łaską Bożą, poprzez przykład
życia, spowiedź, niedzielną Mszę Świętą. Wtedy jesteśmy umiłowanymi synami i
córkami Boga kiedy pamiętamy o tym, że nasz chrzest niesie ze sobą niezwykle
ważne zadanie – pokazywania innym
ludziom Boga. Niekoniecznie gdzieś na misjach, w Afryce, ale najpierw
we własnej rodzinie.
Słyszymy dzisiaj w drugim czytaniu takie słowa: „przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma
względu na osoby, ale w każdym narodzie miły jest mu ten, kto się go boi i
postępuje sprawiedliwie” – nie chodzi o to żeby się bać Boga i uciekać przed
Nim. Chodzi o to, żeby nieustannie trwać w szacunku do Boga oraz być z Nim
związanym poprzez swoją wiarę, swoje życie, poprzez wypełnianie obietnic
związanych z przyjęciem przez nas sakramentu chrztu. Bóg nie ma względu na osoby. On przyjmuje do
siebie każdego kto zrobi krok w Jego kierunku, kto będzie chciał żyć według
prawa Bożego.
I Pierwsze czytanie. Słyszymy proroctwo dotyczące Jezusa. Proroctwo,
które spełniło się co do słowa w czasie chrztu Jezusa w Jordanie. Prorok
Izajasz mówi, że przyjdzie Sługa – ten, Który przyniesie narodom prawo i który
to prawo utwierdzi, ale nie walką i wojną, ale swoją łagodnością. Jezus jest
pokorny. Nie wkracza uroczyście do rzeki nie żąda chrztu od Jana. Stoi wraz z
ludźmi – czeka. I dalej czytamy w pierwszym czytaniu – on nie złami trzciny
nadłamanej, nie zgasi knota, który się tli ….
Pokora Jezusa Chrystusa i pokora Jana Chrzciciela. Ewangelista zapisał
takie słowa: „wszyscy snuli domysły co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem”.
Wszyscy. Wystarczyło tylko jedno zdanie, jedno słowo Jana – tak –ja jestem
Mesjaszem i poszłyby za nim tłumy. Ale Jan – pokornie wskazuje na Chrystusa,
wskazuje na Tego, który idzie po nim i jest nieskończenie ważniejszy od Jana.
Wskazuje na Chrystusa – pokornego sługę.
Potrzeba nam takiej pokory. Pokory i silnej wiary wynikające z
zakorzenienia naszego życia w Chrystusie. Dzięki łasce chrztu, dzięki temu, że
wszystkie te chrzcielne zobowiązania będziemy wypełniać w naszym życiu.
Potrzeba nam tego, żeby nasze dusze nieustannie doznawały oczyszczenia, abyśmy
mogli być wierni temu co otrzymaliśmy na chrzcie. Temu kogo otrzymaliśmy na
chrzcie – Duchowi Świętemu. Abyśmy nie tylko wspominali datę swoich urodzin,
albo imienin, ale również datę swojego chrztu – jako dzień kiedy narodziliśmy
się dla Chrystusa. Jako dzień, który wyznaczył nam zadanie na nasze życie, aby
świadczyć o tym, że wiara nie jest prywatną sprawą, aby w pokorze uznawać swoje
grzechy i wyznawać je. Oczyszczać się codziennie. Chrzest przypomina nam
wreszcie o tym, że bardzo potrzeba nam w dzisiejszym świecie świadków wiary,
prawdziwych i mocnych Bogiem wyznawców tego, że jesteśmy umiłowanymi córkami i synami
Boga.