niedziela, 24 lutego 2013

zdrada


Gdy tylko spadł z drzewa uczeń-zdrajca,
przyleciał diabeł, przywarł do jego twarzy...
pocałunkiem przepalił na wskroś jego wargi,
które w noc zdrady pocałowały Chrystusa”. –
tymi słowami opisywał Aleksander Puszkin moment zdrady Jezusa przez Judasza.




Tyle czasu starszyzna żydowska planowała pojmanie Jezusa, tak długo obradował Sanhedryn aby aresztować jednego niewinnego człowieka. I zdecydowali się, tej ciemnej nocy w odległym ogrodzie, kiedy samotność Jezusa łączyła się z jego człowieczeństwem.

Przychodzi do Jezusa ten, który go miał wydać. Podchodzi i gestem, który oznaczał wyraz przyjaźni wskazuje zgrai z mieczami i kijami, który to jest Pan. A co mówi Jezus? Powiedział do Judasza przyjacielu!!! Miłosierny jest gotów wszystko wybaczyć Judaszowi, gdy ten uczyni choćby krok w stronę miłosierdzia. Gdy da jakiś znak, że jest gotów przyjąć przebaczenie darowane przez Pana. Jednak Judasz wykonuje krok nie w stronę miłosierdzia, ale w stronę rozpaczy, pozornie chowa się między tymi, którzy przyszli pojmać Pana.  Judasz dobił targu, wydał Boga za 30 srebrników, z tyle ile płacono za niewolnika.  Panie Jezu, za ile mniej my Ciebie czasami sprzedajemy? Po Jezusa przyszła cała grupa ludzi, uzbrojeni i gotowi na wszystko. Nie wystarczyła by jedynie garstka straży świątynnej?  Żydzi bali się reakcji uczniów na pojmanie Pana, spodziewali się walki, obrony …ale przecież Chrystus jak baranek, że rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją i nawet Piotr, opoka zostaje powstrzymany bo ma się wypełnić Słowo Pisma. Jezus pyta przychodzących – KOGO SZUKACIE? I słysząc w odpowiedzi, że szukają Jezusa z Nazaretu mówi: JA JESTEM. Już w Starym Testamencie Bóg objawił swoje imię Mojżeszowi jako JA JESTEM, KTÓRY JESTEM. A tutaj, podczas jednej z najciemniejszej nocy w historii świata Chrystus objawia się jako prawdziwy Bóg. Gdy żołnierze słyszą imię Boga, które odniósł do siebie Chrystus „padają przed Nim na twarz” jak powie nam Ewangelia. I jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie ma miejsce w tej scenie pojmania, kiedy Piotr chce walczyć mieczem i bronić Pana. Jezus patrzy Piotrowi w oczy i mówi NIE! I te słowa wskażą Kościołowi drogę, że nie walką się zwycięża, ale pokorą i posłuszeństwem. Nawet w takiej chwili Chrystus nie myśli o sobie.

„jest, mamy go” – takim zdaniem miał się zwrócić posłaniec do arcykapłana mówiąc o Jezusie. A teraz sąd od Annasza do Kajfasza. Chrystus targany i popychany przed oblicza władców i rządców. I policzkowany, pewnie wielokrotnie, dziesiątki, setki, może tysiące razy. O tym Ewangelia nie mówi. Kilka razy jest wspomnienie policzkowania Jezusa w Ewangelii, jednak to jest szczególne. Oto spoliczkował go sługa arcykapłana. Jeżeli źle powiedziałem udowodnij co było złego, a jeżeli dobrze to dlaczego mnie bijesz? Powiedz mi, pierwszy człowieku w historii, który uderzyłeś Boga, gdzie zrobiłem błąd?  Ileż razy moje zniewagi policzkują Boga, wymierzają policzek Temu, który dla nas wszystko. Ileż razy policzkujemy Jezusa naszym grzechem, egoizmem, zazdrością, brakiem przebaczenia.

Nadchodzi poranek… jest zimno … Piotr grzeje się przy ogniu… kogut spaceruje nieopodal i czeka na odpowiedni moment, kiedy słońce przebije się przez ustępującą noc i symboliczny ptak będzie mógł obwieścić światu, że Bóg sądzi człowieka… Wszyscy opuścili Jezusa, nawet Piotr zapiera się trzy razy, że zna kogoś takiego jak Pan. A przecież Jezus zapowiedział, że go zdradzi. Ale jak? Dlaczego? Ja? Przecież ja oddam życie dla Chrystusa?

Jestem dzisiaj trochę Piotrem, bo zastanawiam się nad tym, czy umiałbym pokochać Chrystusa na tyle, żeby nie zaprzeczyć, że go znam? Czy umiałbym pokazać innym, że jestem wierzący? Praca, szkoła, ulica ? Widać w tych miejscach moją wiarę? Nie będzie nam przypominał kogut o tym, że zaparliśmy się Chrystusa. A jeśli nie kogut to co ? 

A tymczasem Sanhedryn wydaje wyrok i odsyła Jezusa do Piłata. A cóż to za wyrok? Jedyną winą Jezusa jest PRAWDA. Jedynym zarzutem jest czynione dobro. Jedynymi świadkami są tysiące uzdrowionych. Cóż to za wyrok? Wyrok w najgłośniejszym procesie świata. Człowiek sądzi Boga. Tak bardzo Bóg się uniżył, że dał się nawet osądzić swojemu stworzeniu. Patrzymy na Chrystusa obecnego między nami w Najświętszym Sakramencie. Tego, który był osądzony przez swoich rodaków. Jak wielu po Nim też było sądzonych, a największym ich zarzutem było to, że Chrystus było ich siłą. Proces Jezusa trwa. Oskarżanie Jezusa trwa. Osądzanie Jezusa trwa – w jego WYZNAWCACH. Przecież Chrystus jest obecny w swoim Kościele. A skoro jest obecny to z nim cierpi. Skoro jest obecny to z nim przyjmuje wyroki, a wiele teraz niesprawiedliwych wyroków trzeba przyjąć. Ale ludzie setki lat temu osądzili Boga. Dlaczego więc nie mieliby osądzić człowieka. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi Chrystus. A jednocześnie tak bardzo wielki, tak bardzo potężny. Oto jest potęga miłości. Dla miłości przyjąć śmierć, dla miłości podjąć mękę, dla miłości przynieść światu Zmartwychwstanie. Panie Jezu chcemy iść za Tobą pomimo wszystko, czasami nawet wbrew sobie, aby zbliżyć się do siebie.  Ty jesteś źródłem naszego życia i naszej nadziei. Idziemy do Ciebie, który byłeś pojmany, osądzony i opuszczony.

Do źródła idzie się pod górę, chociaż się człowiek nieraz stoczy i życie zajdzie ci za skórę, ale się idzie, choć wiatr w oczy. Idziesz myśląc sobie w ukryciu - ja nic wielkiego już nie zrobię i niech to diabli po tym życiu, ale się idzie, choć wbrew sobie. Pod prąd do źródła idzie człowiek, po dnie, gdy zapomni o wstydzie   i nie potrafi podnieść powiek, ale na oślep też się idzie. Chociaż samotność tak doskwiera, że z nią nie dajesz sobie rady. zdradzasz i trudno się pozbierać, ale się idzie poprzez zdrady. buntuj się, krzycz lub błagaj Boga, żeby twym losem igrać przestał.  Wyjdź z siebie na rozstajnych drogach, bylebyś tylko w miejscu nie stał. –
- ksiądz Mariusz Bernyś

sobota, 23 lutego 2013

sen


Wyobraźmy sobie, że

jesteśmy w ciemnym pomieszczeniu. Nie widać zupełnie niczego, ponieważ rzeczy w tym miejscu nie mogą odbijać światła słońca czy jakiegokolwiek innego.  Jest to miejsce zupełnie odcięte od reszty świata. Po wyjściu z tego, nazwijmy to, pokoju – nie możemy od razu przyzwyczaić wzroku do jasności.  Podchodzimy do okna i widzimy, że dzień jest bardzo słoneczny i na zewnątrz jest niebywale jasno, ponieważ słońce odbija się od śniegu i blask jest większy niż zwykle. Zarówno w zupełniej ciemności, jak i w bardzo jasnym świetle efekt jest taki sam: niewiele, albo niczego nie widać.

Abraham w pierwszym czytaniu dzisiejszym usłyszał od Boga obietnicę, że potomstwo, którym Go Bóg obdarzy będzie bardzo liczne, jak gwiazdy na niebie. Możemy sobie wyobrazić wielką radość ale i niedowierzanie Abrahama. On i jego żona w podeszłym wieku. Nagle słyszą, że będą mieli liczne potomstwo. Nie dziwne więc, że nie uwierzył Panu Bogu tak od razu i prosił Go o znak dla siebie. I Pan Bóg, cierpliwie obiecuje dać znak niedowierzającemu Abrahamowi. Obiecuje zawrzeć z nim przymierze według zwyczaju prawa, poprzez ofiarę ze zwierząt i przejście pomiędzy ich połowami w słupie ognia. I zawiera to przymierze. Jednak wcześniej dochodzimy do pewnego momentu bardzo istotnego w tym tekście z Księgi Rodzaju. Oto Abraham naszykował zwierzęta na ofiarę i czekał na Boga, kiedy przejdzie pomiędzy nimi. A gdy tak czekał – zasnął. Zaśnięcie to jest bardzo symboliczne. Wiele razy pojawi się motyw snu na kartach Pisma Świętego. Abraham zasnął, kiedy ogarnął go lęk, albo można też powiedzieć inaczej – ogarnął go lęk i zasnął. Ten sen jest symbolem trudności w życiu, trudności w wierze. Abraham się zbliża do niemal najważniejszego momentu w swoim życiu do zawarcia przymierza z Bogiem. I zasypia, traci wiarę, którą później Bóg w nim umacnia. Tę wiarę później Bóg w szczególny sposób wybierze, aby była przykładem dla innych.




Podobnie zasnęli też uczniowie, których w Ewangelii zabrał ze sobą Jezus. Wziął ich osobno na górę i poszedł się modlić. A oni zasnęli. Znajdowali się tak blisko świętości, tak blisko Chrystusa i pojawił się sen, który tutaj również może oznaczać pewną niegotowość na przyjście Jezusa, na przyjęcie jego słowa. A w tym czasie Jezus się przemienił, jego oblicze się rozjaśniło i szaty stały się lśniąco białe – objawił siebie jako Boga uczniom. Nie do końca byli jeszcze gotowi Go przyjąć jako Boga. Mimo, że często Jezus brał ich osobno ze sobą na modlitwę. I tak samo Ci trzej uczniowie  Piotr, Jakub i Jan zostali zabrani przez Jezusa osobno, na miejsce modlitwy w Ogrodzie Oliwnym. I również zasnęli. Na co tym razem nie byli gotowi? Może na mękę Chrystusa? Na to, żeby ich ukochany mistrz podjął cierpienie?
Ten sen uczniów i sen Abrahama jest bardzo znaczący, ponieważ we wszystkich przypadkach poprzedza lub towarzyszy bardzo ważnym znakom i wydarzeniom. Przymierzu Abrahama z Bogiem, przemienieniu Jezusa na górze Tabor, nadchodzącej męce.  Bardzo często w naszym życiu wiary pojawiają się ciemności i trudności. Wtedy wydaje nam się, że znajdujemy się tym ciemnym pomieszczeniu, wydaje nam się, że Bóg się od nas oddalił. Jednak to nie nieobecność Boga sprawia, że Go nie widzimy, ale nasze grzechy, jeśli im się poddajemy oddalają nas od Niego. Tak samo jak drzwi do ciemnego pokoju. Trzeba otworzyć drzwi, aby wpuścić trochę światła do pomieszczenia. A odnosząc to do naszego życia, trzeba się nawracać nieustannie abyśmy byli zawsze świadomie w zasięgu Jezusa. Tak samo kiedy stajemy w bardzo jasnym świetle. Nie dlatego nie widać nic, że jest ciemno, ale dlatego, że nas to światło oślepia. A w naszej wierze często wygląda to tak, że stoimy bardzo blisko Boga, ale nie widzimy go nie dlatego, że Go nie ma, ale dlatego, że jesteśmy tak blisko Niego. W obu sytuacjach człowiek odczuwa od Pana oddalenie. Abraham i uczniowie Jezusa również takie oddalenie przeżywali. Jednak jednocześnie stawali akurat w tym momencie bardzo blisko Boga. I zdawało się, że mogą Go nie zauważyć. 

W każdej sytuacji naszego życia jest przy nas Bóg. Nie opuszcza nas, pomimo tego, że czasami nie odczuwamy Jego obecności. On jest i działa i cały czas zaprasza nas do tego żebyśmy chcieli z nim żyć. Przemienia się wobec nas i ukazuje nam swoje oblicze. Patrzmy na Chrystusa. On jest obecny w świecie. Obecny w biednych, w chorych, obecny w tych, którym pomagamy. Obecny w każdym człowieku. W każdym człowieku jest coś z Boga, bo jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Każdy jednak jest powołany do tego, aby wpatrywać się w oblicze Pana Jezusa. Powołany do tego, żeby mu towarzyszyć w drodze na Golgotę, w drodze na mękę. Mamy się odnawiać. Nasze oblicze ma być jaśniejące blaskiem Chrystusa. A jak to zrobić?  Wyznawać Chrystusa, szczególnie w małych i zdawałoby się niepozornych rzeczach, sprawach działaniach. Czuwajmy, nie bądźmy jak ludzie oddaleni od Boga. Mamy być blisko Niego.
Wtedy jesteśmy umiłowanymi uczniami Pana Jezusa, kiedy jesteśmy blisko Niego i nie zasypiamy w naszych grzechach. Kiedy nie przegapiamy naszej kolejnej szansy na zbawienie jaką daje nam kolejny Wielki Post, który przeżywamy. A przykład takiego życia w blasku Jezusa daje nam święty Paweł w drugim czytaniu: Bracia, bądźcie wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas”. Wpatrujmy się w Jezusa, w świętych, w tych, którzy przewodzą naszej wierze. Wpatrujmy się w każdego człowieka, który wypełnia wolę Boga, dla którego Bóg jest wszystkim. A Pan Bóg spełnia obietnicę swojego przymierza. Pomimo snu, który zmorzył Piotra, Jezus uczynił go głową Kościoła na ziemi. Pomimo snu jaki zmorzył Abrahama, Bóg uczynił go ojcem narodów. Oni chcieli iść za Bogiem, chcieli się cały czas nawracać. Zechciejmy i my, patrzeć na oblicze Jezusa. Zechciejmy stale być w zasięgu Jego obecności

wtorek, 19 lutego 2013

modlitwa


Modlitwa do Ducha Świętego

Romana Brandstaettera






Spójrz,
Duchu Święty,
Na ludzi idących przed siebie
Drogą nieskończonego postępu,
Na mędrców,
Którzy ulepili golema
Na własne podobieństwo
I na własną zgubę.
Spójrz,
Duchu Święty,
Na rozpad atomu,
Na rozpad moralności,
Na rozpad ładu,
Na rozpad porządku,
Na rozpad sztuki,
Na rozpad cywilizacji,
Na rozpad słów,
Na rozpad prawa,
Na rozpad harmonii,
Na rozpad rozsądku,
Na rozpad logiki,
Na rozpad wszystkich wartości.
Z głębokości wołamy do Ciebie,
Duchu Święty,
Albowiem jesteśmy bezwolnym narzędziem
W rękach naszych lekkomyślnych dzieł.
Jesteśmy jak ci, którzy nie wiedzą co czynią. Zstąp
Na ziemię samounicestwienia,
Na rakowate miasta i wsie,
Na trędowate domy,
Na zatrute zboża, ogrody i sady,
Na martwe rzeki i morza,
I krąż,
Jak krążyłeś w genezyjskim locie
Nad chaosem niepokornych żywiołów.
Krąż nad nami,
Poskromicielu zamętu,
Nad pobojowiskiem naszych klęsk,
Nad rzeźnią tego świata,
Nad śmietnikami pełnymi
Niedonoszonych płodów,
Nad ziemią cuchnącą swądem spalonych ciał,
Nad górami atomowych odpadków
I wybaw nas od głupoty udającej mądrość,
Od kłamstwa udającego prawdę,
Od ślepoty udającej dalekowzroczność,
Od chamstwa udającego obrażoną godność,
Od fanatyzmu udającego wiarę,
Od brudu udającego czystość,
Od nienawiści udającej miłość,
Od niewoli udającej wolność,
Od obłudy udającej szczerość,
Od pychy udającej pokorę,
Od warcholstwa udającego odwagę,
Od szatana, który mówiąc "nie",
Myśli "tak",
A mówiąc "tak",
Myśli "nie".
Przybywaj, Duchu Święty,
Wielousty,
I otwórz nasze głuche uszy,
Wołający płomieniu!
Przybywaj
Z wnętrza wieczności wiejący wichrze,
Który nigdy nie burzysz,
I nigdy nie niszczysz,
I nigdy nie łamiesz,
Który chwiejne - umacniasz,
Stare - odnawiasz,
Martwe - ożywiasz,
Starte z powierzchni ziemi - budujesz od podstaw,
Stworzycielu,
Wywołujący z kości i popiołów - ludzi zmartwychwstałych i przemienionych,
Z pomordowanych ludów - żywe ludy,
Wszechświat - z nicości,
Istnienie - z nieistnienia,
Źródło - z pustyni,
Wszystko - z niczego,
Ojcze Pisma Świętego,
Wichrze wiejący z wnętrza wieczności!
Daj nam słuch doskonały,
Abyśmy wśród niezliczonych wezwań i nawoływań,
które nas nawiedzają
We wszelkim czasie i miejscu,
Umieli rozpoznać
Twój glos, Muzyko Mądrości,
Zrodzona z Ojca i Syna,
Trójdźwięczna!
Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują ze studni
Pasterze
W porę pojenia owiec.
Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują z grobów
Aniołowie Twojego Oblicza,
Mocarzu,
Burzo niedocieczona,
Odwalająca kamienie!
A potem twórz nas,
Otwartych,
Słyszących
I słuchających.
Twórz nas codziennie od nowa,
Czujny strażniku naszych uszu,
Abyśmy nieustannie odnawiani
I odradzani,
I tworzeni,
Stali się Twoimi Głosicielami,
Podobnymi do tych,
Których pochylone czoła
Raczyłeś namaścić olejem Twojej Mądrości!
Oświeć nas i prowadź
Z ziemi mroku i rozpaczy
Do Królestwa Bożego,
Do stolicy stawianej z kryształu i światła.
Ojcze i Synu, i Duchu Święty,
Słowo,
Drogowskazie
Wbity na rozstajnych drogach kosmosu!
Przybywaj,
Nadziejo nieogarniona,
Zawsze obecna
I zawsze nadchodząca,
Przybywaj, Boże,
Zaczynie własnego człowieczeństwa,
I uczłowiecz człowieka
Jak uczłowieczyłeś siebie!
Amen

poniedziałek, 18 lutego 2013

podobny


Bardzo często współcześnie widzimy Jezusa, który triumfuje, króluje, jest Bogiem. Chcemy go koronować na Króla wszystkiego a zapominamy, że przede wszystkim ma on być królem naszego serca, dopiero później zakładamy mu na głowę koronę wszechświata, której nigdy nie przestał mieć. Trzeba nam też zobaczyć w Jezusie prawdziwego człowieka, którym był i jest. Trzeba nam zobaczyć, że On również cierpiał, był samotny, bał się, był przerażony tym co ma na niego przyjść, a nie odczuwał trwogę, bo niewiele nam mówi to górnolotne słowo.

Ta noc w Getsemani, nie jest przeznaczona na sen. „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”  mówi Jezus do uczniów. I po raz kolejny wziął osobno trzech wybranych uczniów, Piotra, Jakuba i Jana. Tych samych, którzy byli niegdyś świadkami przemienienia Pana. Dzisiaj zobaczą rzeczy straszne. Chrystus idzie na mękę. Ona jest coraz bliżej.




Jezus bierze więc ze dobą swoich zaufanych przyjaciół. Chce im się zwierzyć z tego co przeżywa. Oni jednak, mimo tego że słyszeli przerażającą prośbę Jezusa o modlitwę i wzajemne czuwanie, nie są w stanie jednej godziny być przy Nim wytrwale. Podobnie jak wielu ludzi nawet w niedzielę, nie jest w stanie być jedną godzinę na Mszy Świętej. Jezus modli się w samotności. To jest chwila największej trwogi, największego bólu człowieczeństwa. Jezus oddalił się na odległość rzutu kamieniem. Współcześni nam teologowie powiedzą, że do tej pory Kościół, tak jak i jego założyciel oddala się o zła tego świata na odległość rzutu kamieniem – i kamień ten wielokrotnie w Kościół trafia. A nawet już nie jeden kamień, ale wiele kamieni, kamieni kłamstwa i obłudy wśród ludzi wierzących, kamieni niewytrwałości.

Po modlitwie Jezus wraca do uczniów, a oni „zmorzeni snem, wszyscy zasnęli”. Dlaczego i po co Jezus wrócił do uczniów? Trzykrotnie przerywał modlitwę jakby szukał u nich wsparcia w swoim cierpieniu i samotności. A jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Pewnie szukalibyśmy pociechy i czyjejś pomocne dłoni. A może cierpielibyśmy w samotności zagryzając z bólu zęby. Osamotniony Chrystus, przerażony i smutny. Odeszli uczniowie i zostawili go samego, a w dodatku w Kościół wciąż rzucane są kamienie…
Czego nas uczy ten obraz Jezusa samotnego w ogrodzie? Czego na uczy ten obraz, gdzie Chrystus W OGRODZIE jest do końca posłuszny Bogu, tam gdzie pierwszy człowiek w OGRODZIE rajskim był posłuszny szatanowi.

 Dlatego to się dzieje w ogrodzie. Dlatego Jezus wybrał to miejsce aby tam się modlić tuż przed męką i śmiercią.  Jezus chce nam pokazać, że nie można się bać cierpienia. Współczesny świat boi się cierpienia, boi się patrzeć na chorych i umierających ludzi, na cierpiących w bólach, na skazanych na śmierć, którzy są tak bardzo samotni w swojej bezsilności. Świat boi się cierpienia ludzi starych, niepełnosprawnych. Boi się cierpienia niewinnych matek i dzieci. Świat się boi, bo nie potrafi zrozumieć, że cierpienie ma sens tylko wtedy, kiedy odniesiemy je do Chrystusa i spojrzymy na Niego. Kiedy w naszym poniżeniu, samotności i strachu ofiarujemy się naszemu Panu. Nie ma życia bez ofiary. Jaki jest sens cierpienia? Jezus nie wyjaśnił nam go słowami – on wziął swój krzyż i cierpiał. Przezwyciężył swój strach dzięki zawierzeniu. Zwyciężył samotność dzięki oddaniu samego siebie woli Ojca. Nie jest to łatwe. Jest śmiertelnie trudne, niewyobrażalnie niemożliwe. Dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego. Do takiego uwierzenia zaprasza nas Chrystus. Bierze nas ze sobą do Ogrójca i prosi nas: czuwajcie i módlcie się. CZUWAMY? MODLIMY SIĘ ? pytajmy o sens cierpienia. Pytajmy o zasadność głodu i wyzysku. Ale chociaż tę jedną godzinę zechciejmy czuwać z Jezusem. Abyśmy naszego zmęczenia nie nazywali wtedy ulgą w eutanazji, abyśmy naszego zniechęcenia i senności nie nazywali chęcią ulżenia w cierpieniu z dobrego serca.  Jezus nie uczył na słowami jak mamy cierpieć i dlaczego. On „tylko” cierpiał. 

Co roku w seminarium duchownym w Warszawie jest organizowana sztuka teatralna. Wystawiają ją klerycy trzeciego roku. W ubiegłym roku w grudniu sztuką tą był dramat Romana Brandstaettera „Dzień gniewu”. Reżyser jednak zmienił tytuł sztuki aby uwydatnić cierpienie Jezusa i znaczenie dla cierpienia człowieka. Dramat opowiada o czasach wojny kiedy w zakonie dominikanów ukrywał się pewien Żyd imieniem Emmanuel.  Komendant miasta był przed wojną klerykiem w Rzymie, jednak w czasie wojny zaciągnął się do SS. Kiedy już odkrył, że Żyd ukrywa się klasztorze nakazał ojcom wydanie go. Gdy ci nie chcieli się zgodzić Emmanuel sam ujawnił się i oddał w ręce komendanta. Ten, aby go upokorzyć i zadać ból ubrał go w zerwaną z okna zasłonę rudego koloru a na głowę włożył mu wieniec z drutu kolczastego. Wyśmiewał się z niego, pluł na niego a ojcowie patrzyli tylko. Każdy bał się ruszyć z miejsca z obawy przed reakcją nieobliczalnego komendanta SS. Gdy skończył z niego szydzić, zostawił ich wszystkich i odjechał. Jednak pod klasztorem czekała grupa partyzantów, którzy już wcześniej wydali wyrok śmierci decyzją AK na tego komendanta. Znakiem rozpoznawczym, że opuszcza on klasztor miało być zerwanie z okna rudej zasłony. Komendant został zastrzelony przez partyzantów. Żyd natomiast stanął pod ogromnym krucyfiksem w klasztornym korytarzu i patrząc na postać Jezusa zapytał ojców: DLACZEGO JEZUS BYŁ DO NAS LUDZI TAKI PODOBNY

piątek, 8 lutego 2013

cześć i mowa

"Przez Jezusa składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. Nie zapominajcie o dobroczynności i wzajemnej więzi, gdyż cieszy się Bóg takimi ofiarami". 
- z listu do Hebrajczyków 





Co się dzieje z ludźmi, którzy mówią? Co się dzieje z ludźmi, którzy milczą?  Zdajemy sobie sprawę co wypowiadamy swoimi wargami. Mówimy o czymś do kogoś, opisujemy coś co wiedzieliśmy, rozmawiamy przez telefon, w restauracji. Dzisiaj jechałem autobusem. Ludzie rozmawiali przez telefony, używali wulgaryzmów, śmiali się, załatwiali różne sprawy. Wielu było zapatrzonych gdzieś daleko, zupełnie nie widzieli siedzących obok. Jeden z mężczyzn obok mnie podawał przez telefon instrukcje swojej córce co ma kupić na obiad. Jakaś kobieta kłóciła się z kimś przez telefon, że nie wiedziała i nie jest winna przez to. Ojciec tłumaczył małemu synkowi dlaczego autobus zatrzymuje się na przystanku, że wsiadają ludzie, każdy dokądś jedzie i się śpieszy. Tysiące słów, wypowiedzianych wprost do człowieka lub za pośrednictwem telefonu. Tysiące słów o wszystkim.  Co się dzieje z ludźmi, którzy mówią? Co się dzieje z ludźmi, którzy milczą? 
Sam dzisiaj dopiero miałem okazję posłuchać i po raz kolejny wargami swoimi wyznać wiarę w Jezusa. Jechałem po telefon komórkowy, którego zapomniałem wychodząc z domu. Jak często niewiele trzeba aby się zatrzymać i posłuchać zwykłych odgłosów tego świata. Co mówią ludzie? Co mówiłbym do telefonu ja sam gdybym go miał? ...składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię... czy wyznaję swoimi ustami wiarę w Jezusa czy jestem tylko wpatrzony w swoje własne słowa? Czy mówię słowami chwalącymi Boga, czy tylko takimi, których sam się wstydzę? 

Nie zapominajmy o wzajemnej więzi i życzliwości. Takie więzi buduje się także słowami. Takie więzi buduje się dobrymi uczynkami.

Takie więzi buduje się więcej słuchając a mniej mówiąc.   
Takie więzi buduje się mając na ustach Bożą chwałę. 









poniedziałek, 4 lutego 2013

heroizm dzisiaj


„Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar,    [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala

Ten fragment dzisiejszego pierwszego czytania pokazuje jak bardzo ważne jest dla nas spojrzenie na Jezusa. Spojrzenie i naśladowanie Go. Wytrwałość w biegu zawodów naszego życia. To Chrystus nam w wierze przewodzi, Przewodzi nam w naszym życiu. Nie nasze zachcianki mają rządzić naszym życiem, ale tylko On sam. On pociąga za sobą wielu młodych ludzi aby świadczyli o Nim swoim życiem i swoją śmiercią. Taką osobą była święta Agata, dziewica i męczennica. Ona nie była nauczycielką wiary w ścisłym tego słowa znaczeniu. Ale pokazała tę wiarę innym poprzez przykład swojego życia i męczeńskiej śmierci. Wytrwale naśladowała swojego Mistrza – Jezusa w życiu i śmierci. Dzisiaj również wielu ludzi oddaje życie za Jezusa. Heroizm wiary się w nich ujawnia, uwidacznia się bardzo jasno. Heroizm wiary i to niewiele mniejszy trzeba też zachować w codzienności życia człowieka wierzącego. Wytrwanie w wierze pośród środowiska przeciwnego jej również jest heroizmem wiary, jest heroizmem, który równie wiele wymaga od człowieka co śmierć męczeńska dla męczenników. Nie w sposób krwawy rzecz jasna, ale wymagający równie wielkiego wyrzeczenia się czasami tego co się posiada, chociaż posiada się niewiele. Nie pokładamy ufności w naszym życiu, ale tylko w TYM, który przewodzi naszej wierze i dzięki sobie czyni ją coraz doskonalszą – Jezusowi. A codzienność potrafi przytłoczyć i przygnębić. Kiedy młoda osoba, która radośnie chce się dzielić swoją wiarą na każdym kroku w szkole, w rodzinie napotyka na krytykę, na odrzucenie, zniechęcenie. To właśnie wymaga heroizmu, wiary i nadziei. Oddawania życia za Chrystusa każdego dnia. Każdej minuty i godziny. Powiedzmy teraz matce, której zmarło dziecko w młodym wieku i mąż zginął w wypadku a jej okradziono mieszkanie, że ma trwać przy Bogu i że jest to łatwe. Nie jest to łatwe i wymaga heroizmu podobnego do tego kiedy ktoś oddaje życie za wiarę, bo to również jest oddawanie życia za wiarę. A kiedy matka w ciąży dowiaduje się, że ma raka i jak przyjmie chemię czy inne leki to straci dziecko. Może też poddać się aborcji i żyć, albo oddać życie swoje za życie dziecka. Co to  jest innego jak nie czysta Ewangelia? Co to jest innego jak nie życie oddane Bogu, za wiarę? 

zdumienie

"Nie bój się, wierz tylko"! 

To ewangeliczne zdanie napawa niezmiernym optymizmem. Zdanie, które Jezus kieruje do Jaira, którego córka właśnie zmarła. Wszyscy mówią przełożonemu synagogi, że nie warto trudzić kogoś takiego jak Jezus. Nie jest to wyznanie wiary w Jezusa jako Boga, ponieważ nie chcą go trudzić, ale wręcz przeciwnie. Ludzie sądzą, że Chrystus nie jest w stanie zaradzić nic wobec śmierci. Gdy przychodzi na miejsce i mówi, że dziecko śpi wszyscy zaczynają Go wyśmiewać. Przychodzi Bóg do naszego życia i mówi o sobie i swojej miłości jaką ma do człowieka. A człowiek wyśmiewa Boga. Wiele razy później wyśmiewać będą też Boga, wierzących w Niego.  





Co robi Jezus ?   nie prosi grzecznie czy zawodowe płaczki mogą łaskawie opuścić pomieszczenie. "wyrzuca" tych, którzy nie wierzą. Jak wielka wiara jest tu ukazana - wiara Jaira, jego żony i uczniów, których zabrał ze sobą.      Dziewczynka nie umarła tylko śpi - jak czytamy w greckim tekście -
"ujął dziewczynkę silnie za rękę i powiedział jej aby wstała" . Silnie, czyli z mocą, z mocą Boga. Stanowczo, mądrze i pewnie. 

Dziewczynka wstała i chodziła, miała bowiem 12 lat. 


Jezus uczynił jeden z największych dla współczesnych ludzi cudów. Wskrzeszenie. Nikt nie miał takiej mocy poza Bogiem jak wierzono. Przychodzi Jezus, syn cieśli i dokonuje boskich znaków.

Mamy się nie bać - tylko wierzyć. 
a jaka jest reakcja świadków zdarzenia?   - jak podaje tekst grecki: 
"zdumieli się zdumieniem wielkim" 

Można to rozumieć w ten sposób - co tak zdumiało świadków? Samo ich zdumienie. Tak jakby zdumieli się sami tym, że są zdumieni. Przecież sam Bóg wskrzesił dziecko na nowo do życia. Przecież Jezus mógł się nieco pośpieszyć aby szybciej przybyć do dziecka i je uzdrowić, żeby nie było potrzeby wskrzeszania. a Jezus po drodze rozmawia z kobietą, którą uleczył z krwotoku, idzie spokojnie i w czasie drogi dochodzi go wiadomość, że nie żyje córka Jaira.

i pojawia się zdanie: nie bój się, wierz tylko...

świadkowie się zdumieli własnym zdumieniem - zdumieli się bo wiedzieli, że Pan jest z nimi. Wiedzieli, że skoro Chrystus obiecał, że według wiary ich stanie się, że mają się nie bać, ale wierzyć to cud jest możliwy. Nie było przy tym niewiernych. A dlaczego? przecież taki cud mógł ich zbliżyć do Boga... do wiary i cudów - trzeba być gotowym. Ten kto wyśmiewa Jezusa nie będzie wierzył w cuda, bo sobie wymyśli ileś wytłumaczeń tego co się stało. 
Czy my, umiemy się zdumieć nad wielkością Boga ? Czy umiemy się zdumieć nad cudami jakie Jezus działa w naszym życiu? Czy jesteśmy tymi, do których Jezus może powiedzieć: Nie bój się, wierz tylko ? 



sobota, 2 lutego 2013

współczesny prorok




Niepozorna, prosta, niewykształcona zakonnica. Pilnie i sumiennie wykonująca swoją pracę, swoją posługę. Pracująca ponad siły, często bez chwili wytchnienia w ciągu dnia. Szczególnie doświadczana w swojej miłości. Głosząca Boże Miłosierdzie. 22 lutego mija kolejna rocznica dnia, kiedy Jezus objawił jej swoją postać z obrazu Miłosierdzia. Helena Kowalska – święta siostra Faustyna. Zaangażowana w miłości do Boga i ludzi. Zaangażowana w tej miłości, która nie szuka swego i nie unosi się pychą i gniewem. Dlaczego ta miłość jest taka trudna? Czy nie łatwiej by było nie angażować się całemu w pomaganie innym?  Łatwiej nie oznacza pożyteczniej dla zbawienia. Wręcz odwrotnie. Apostołka miłosierdzia s.Faustyna była przepełnioną tą miłością, która daje nadzieję, życie. Apostołka Bożego Miłosierdzia nie wyróżniała się niczym szczególnym. Nie miała sławy aktorów, popularności powieściopisarzy, nie była idolem tysięcy młodych ludzi. Nie była, ale stała się wzorem dla ludzi, ponieważ swoim życiem apostołowała. Nie chwała i bogactwo ziemskie przyniosły jej szczęście, ale oddanie Panu Bogu w miłości, o której mówi dzisiaj święty Paweł w liście do Koryntian. Szczęście osiągnęła wypełniając rady ewangeliczne i zachowując miłość względem Boga i ludzi. Święta Faustyna jest dla nas znakiem i zapowiedzią naszego powołania. Przede wszystkim do świętości.  Jak ma się to powołanie objawiać w codzienności?





W dzisiejszej Ewangelii widzimy Jezusa, który w synagodze w rodzinnym Nazarecie odczytuje fragment Pisma i odnosi go do siebie. Wszyscy są zachwyceni i podziwiają Jezusa. I za chwilę ta scena zupełnie się zmienia. Tłum już nie chce słuchać słów Pana, ale wypędza Jezusa za miasto i chce ukamienować. On jednak przechodzi pomiędzy ludźmi i spokojnie odchodzi. Ile w tej scenie jest dynamizmu.  Jezus w swojej ojczyźnie, w Nazarecie występuje w synagodze. Mówi o proroctwach – zapowiedziach ze Starego Testamentu, że narodzi się Mesjasz i mówi, że to On jest Mesjaszem. Nie mówi tego wprost, ale używa słów „dzisiaj spełniły się te słowa, o których słyszeliście”. Członkowie zgromadzenia dziwią się, ze Jezus, którego znają – syn cieśli, mówi w taki sposób, że odnosi do siebie słowa proroctw – tak ważne dla Żydów. I wyjaśnia ich zdziwienie, zdziwienie powodowane tym, że nie potrafią zrozumieć misji, którą ma Jezus. Nie potrafią pojąć w jaki sposób ktoś kogo znają od dzieciństwa może ich nauczać.
Nie trzeba daleko szukać podobieństw. Święta Faustyna, swoim życiem i pracą głosiła orędzie Bożego Miłosierdzia światu. Jej misja i zadanie nie spotkały się z natychmiastowym przyjęciem. Musiał doznać wielu upokorzeń ze strony swoich najbliższych. Wielu z nas ma na pewno podobne doświadczenia. Wielu z nas próbuje apostołować, ale napotyka zwykłe trudności dnia codziennego. Nie potrzeba wielkich słów i gestów. Nie potrzeba cudownych znaków, wichru, gradobicia. Potrzeba nawrócenia własnego serca na miłość, która nie szuka swego – czyli jest bezinteresowna.

Potrzeba codziennego wypełniania obowiązków, starannego i sumiennego. Trzeba nam otwarcia oczu na to, że w naszych najbliższych często przemawia sam Bóg. Dostrzeżmy proroków w naszej codzienności. Czasami nas irytują, odtrącamy ich. Zapominamy, że mają swoje problemy cierpienia, słabości. Duch Święty może działaś w każdym z nas. Prorokiem może być żona dla męża, ojciec i matka dla dzieci, przyjaciel, znajomy. Każdy może świadczyć o Bogu. Nie ważne jest jego pochodzenie, nie ważne jest, że znamy go dokładnie i wiemy o nim prawie wszystko. Pan Bóg działa w naszym ludzkim świecie stworzonym przez siebie i daje nam znaki abyśmy je umieli rozpoznać i dobrze wykorzystać.
Wspomnę tutaj o nowej ewangelizacji. Czym ona jest? Niczym innym jak otwarciem na drugiego człowieka, na jego potrzeby. Niczym innym jak bezinteresowną pomocą członkom rodziny, sąsiadom, znajomym. Jest zmianą naszego stosunku do ludzi z relacji „daj mi” na relację „proszę to dla Ciebie”.

Uwierzmy na nowo w miłość Boga do ludzi i człowieka do człowieka. Słuchajmy głosu prawdy. Ten kto głosi prawdę może mówić coś innego niż ludzie ze świata, którym się otaczam. Słuchajmy głosu prawdy – tak jak słuchała go święta Faustyna. Każdy z nas niech będzie dawcą. Dawcą miłości, pomocy, posługi drugiemu człowiekowi. Wtedy będzie też prorokiem. A gdy się nie zamkniemy na działanie Boga w drugim człowieku to będzie on prorokiem mile widzianym we własnej ojczyźnie. W ojczyźnie, którą może być własny dom, zakład pracy, rodzina, przyjaciele.
 Rozmawiałem 3 dni temu z moim znajomym księdzem o tym jak odczytać tę Ewangelię dzisiejszą. Opowiedział mi takie zdarzenie: chodził po kolędzie w jednej podwarszawskich parafii. Blok, wiele mieszkań, na mało których drzwiach napisane kredą litery oznaczające błogosławieństwo dla domu. Gdy wchodził do tych mieszkań okazywało się, że napisane kredą litery widniały na drzwiach, ale od wewnętrznej strony. Zapytał więc dlaczego nie z drugiej strony, aby dać świadectwo? Usłyszał w odpowiedzi: „bo wie ksiądz jak to jest, lepiej żeby ludzie nie widzieli”.  






Nie łatwo jest być prorokiem, który głosi swoją wiarę, pokazuje innym, że wobec zła, które widzimy można czynić dobro i pokazywać ludziom swoją wiarę. Nie trzeba wiele, czasami wystarczy napisać kilka liter kredą na drzwiach domu czy mieszkania. Nasze małe ojczyzny do których każdego wierzącego posyła Bóg aby był prorokiem. Posyła i daje łaskę. Nie opuszcza w potrzebie. Pan Bóg czyni nas twierdzą warowną, kolumną ze stali jak słyszymy w pierwszym czytaniu z księgi proroka Jeremiasza. Prorok, który głosi prawdę musi być gotowy na jeszcze jedno doświadczenie. Musi być gotowy na odrzucenie. W świecie, który żyje w zakłamaniu prawda zawsze będzie powodować odrzucenie.
A prawdę można przyjąć tylko dzięki miłości. Do Boga i do człowieka.
 Ludzie którzy słuchali Jezusa odrzucili go, nie przyjęli prawdy, którą głosił. Całą prawdę o człowieku zna tylko Bóg. Dlatego trzeba nam abyśmy pokazywali innym tę prawdę, którą żyjemy – tę prawdziwie ewangeliczną prawdę, że szczęście można odnaleźć tylko w Bogu. 
Znamy wszyscy to powiedzenie, że słowa pouczają a przykłady pociągają. Trudno jest czasami głosić Ewangelię słowami. Wtedy nasze czyny mają być przykładem. Mnie również bardzo często trudno było pokazać się na mieście w sutannie i wiele razy doświadczyłem różnych zniewag ze strony ludzi. Przykłady pociągają. Dlaczego święta Faustyna Kowalska pociągnęła za sobą ku Bogu miliony ludzi? Ponieważ przykład jej życia i miłości był i jest dla wierzących wzorem. Wobec zgiełku świata bądźmy prorokami, którzy głoszą Jezusa. Bądźmy takimi zwykłymi świadkami miłości Boga do człowieka. Wokół nas, w najbliższym otoczeniu. Nie potrzeba sławy i pieniędzy aby być kimś ważnym w oczach Boga. Trzeba być tym, który przyjmie z wiarą Jezusa i będzie Go niósł innym.

Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą”. „Dzisiaj spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście.