sobota, 16 listopada 2013

zaczyna się

„Zaczyna się”… powiedział wczoraj jeden z moich przyjaciół księży. Co się zaczyna, zapytałem? Zaczynają się czytania o końcu świata.
Zaczyna się, dzisiejszej niedzieli i przez cały przyszły tydzień, czyli ostatni tydzień roku liturgicznego będą czytane w kościele fragmenty Ewangelii mówiące o końcu świata. Ale czy na pewno o końcu świata ?
W tamtym czasie dla Żydów końcem świata była groźba zburzenia Świątyni Jerozolimskiej. Nie wyobrażali sobie życia bez niej. Było to dla nich święte miejsce… ale z czasem zaczęli traktować świątynię ponad Boga, zatrzymali się na kulcie świątyni i zaniedbali kult Boga. Przestali ufać Bogu, a zaczęli ufać dziełu swoich rąk. Przestali ufać Bogu! Kolejny już raz słyszymy o zaufaniu Bogu.
A więc czy na pewno opis z dzisiejszej Ewangelii jest opisem końca świata? A może to przestroga dla nas, abyśmy ufali Bogu?




„Być może o tym myślał Jezus, kiedy przestrzegał przed zwodzeniem i oszustwami religijnymi. Polegają one na tym, że ludzie, w imieniu Boga, szafują na prawo i lewo zwodniczymi obietnicami, rzekomymi objawieniami, fałszywymi interpretacjami Słowa Bożego, cudami. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w dobie New Age, niezliczonych ilości sekt, powiązanych z miliardowymi interesami, w dobie nihilistycznych filozofii, ludobójczych ideologii, fałszywego mistycyzmu, łatwo jest zatracić wiarę i rozeznanie. Zresztą nie tylko dziś grozi światu zamęt religijny: zawsze tak było, choć nie z wykorzystaniem takich możliwości technicznych jak obecnie. Ale nie w technice rzecz, lecz w oszustwie”.
Czemu mają służyć te ideologie ? Odciągnięciu człowieka od Boga, wmówieniu człowiekowi, że może tyle co Bóg, że może więcej od Boga, że jest od Boga niezależny. Jezus mówi nam dzisiaj: Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem oraz: Nadszedł czas. Nie chodźcie za nimi. 
Wielu będzie chciało odciągnąć od wiary, tych którzy ufają Bogu. Wielu Będzie chciało odciągnąć poprzez wmawianie nam, że wiara w horoskopy jest dobra. Że dobra jest joga, pseudo medytacja. Tylko jedna medytacja jest prawdziwa i pochodząca od Boga – medytacja na Słowem Bożym, rozmyślanie o Nim. Wschodnie techniki medytacji są zwodzeniem człowieka. I powie ktoś, że to niegroźne, bo ja wiem o co chodzi i się nie dam oszukać i zwieść – nie chodźcie za nimi – mówi Chrystus.
Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. święty Paweł troszczy się o Tesaloniczan. Jaki jest porządek – wiara i zaufanie Bogu, praca na chwałę Boga – bo każda praca ma być na chwałę Boga a później są dodatki do naszego życia. Potem są przyjemności, rozrywka, która nie może nam zabierać właściwego porządku rzeczywistości. Kto nie chce pracować niech też nie je. Nie, ten kto nie może, ale ten kto nie chce.
To nie jest łatwe… powie ktoś – zgadzam się, nie jest to łatwe. Więcej powiem, to zakrawa o heroizm. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników 
A Ci królowie i namiestnicy będą sądzić, że wiedzą więcej od Boga, że wiedzą lepiej od Boga. Będą was prześladować – Jezus mówi wprost, nie udaje, że wszystko będzie w porządku, że wiara w Chrystusa i wyznawanie prawdy jest łatwe, lekkie i przyjemne. Będą was prześladować. Za to, że pokazujecie swoją wiarę, za to, że nie jesteście pyszni, że żyjecie w prawdzie Boga. 
Będą was prześladować, ale ocalicie wasze życie – przez to, że złożycie świadectwo.
Bądźmy świadkami Chrystusa, bądźmy świadkami Jezusa wszędzie. W konkrecie naszego życia. W naszej codzienności, w naszej radości i smutku. My jako uczniowie mistrza mamy iść za nim, tam gdzie On idzie. Mamy iść za nim. Nie obok, nie przed Nim, nie udawać, że uczeń przerósł mistrza. On nas nauczy, gdzie jest On sam i Jego nauka. Nauczy nas nie ufać fałszywym nauczycielom, wilkom w owczej skórze. Nauczy nas wybierać drogę ucznia Chrystusa, nadejdzie bowiem dzień palący jak piec , a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą. Dla ufających Bogu wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. 
Bądźmy wrażliwi na potrzeby ludzi, bo współczesną formą prześladowania może być znieczulenie się na potrzeby drugiego człowieka. Nie tam gdzieś daleko, ale na naszym podwórku, w naszej rodzinie. Mnie bądźmy tymi, którzy boją dnia palącego jak piec. Nie bądźmy tymi, którzy nie idą za Jezusem. On ma Słowa Życia.
Światło i żar dla grzeszników będą tragiczne, a dla dobrych – radosne i uzdrawiające. Ten sam Bóg dla jednych okaże się szczęściem, dla innych – wieczną odrazą.

Znany teolog - Baltazar mówił:
Pan Bóg jest
Niebem - jako zdobyty
Piekłem - jako utracony
czyśćcem  - jako oczyszczający

Sądem - jako badający

niedziela, 10 listopada 2013

nie może nie boleć

„to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć”! – wołał bł. Jan Paweł II






Dzisiaj szczególny dzień, szczególna data. Wspominamy 95 rocznicę odzyskania niepodległości.  Polska stała się wolna. Polska – nasza ojczyzna i nasza matka.
To jest moja matka ta ziemia, to jest moja matka ta ojczyzna – kto z nas miałby dzisiaj tyle odwagi, aby wypowiedzieć takie słowa jako swoje ? Kogo z nas dzisiaj bolą słowa o tym, że ojczyzna jest niszczona ? Mam nadzieję, że wielu…
Nie mogą nas nie boleć takie słowa. Nie może nas nie boleć to, że tak wielu ludzi zapomina o ojczyźnie, o patriotyzmie.
Musi nas boleć, że ciągle są tacy, którzy niszczą, ojczyznę, a więc i samych siebie.
 Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mujedno proste zdanie – wskazówka Jezusa. Gdyby tysiące i miliony ludzi biorących udział w tak wielu wojnach, powstaniach, zamieszkach – wzięły sobie do serca i umysłu te słowa o wybaczeniu, iluż tragedii ludzkich można by uniknąć.
Bierzemy więc sobie do naszych serc te słowa. Każdy z nas – zapamiętuje dzisiaj z Ewangelii zdanie:  Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu.
Czego unikniemy ?  wojny – wojny w naszych sercach i sumieniach. Unikniemy zaniedbania relacji międzyludzkich. Przebaczenie to jeden z najpiękniejszych darów jakimi Bóg obdarował człowieka. Przebaczenie – to coś co nas upodabnia do Boga. Brak przebaczenia i nienawiść tworzą wojnę.
Musi nas boleć, że tak wielu ludzi nie kocha swojej ojczyzny. Musi nas boleć, że tak wielu ludzie gardzi Polską i miłością do Boga i ojczyzny. Ale to, że nas boli, nic nie zmieni. Każdy z nas, zmianę swojego myślenia zaczyna od samego siebie.
Uczymy się przebaczenia, szacunku, miłości braterskiej. Uczymy się żyć dla Polski, uczymy się żyć dla Boga. Mało tego – innych uczymy żyć dla Polski, innych uczymy żyć dla Boga. Nikt nie nauczy młodzieży i dzieci miłości do ojczyzny i patriotyzmu jeśli nie my sami.  Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu.

To mamy wpajać naszym rodzinom, to macie przekazywać waszym dzieciom. To przebaczenie i miłość buduje, nie nienawiść. Kochać ojczyznę, kochać Boga i żyć dla Niego i dla niej.
Kiedy rozpoczynałem naukę w Szkole Podstawowej, wszyscy uczniowie składali ślubowanie ucznia. Były w tym moim ślubowaniu takie słowa:  Będę kochał ojczyznę i dla niej pracował kiedy urosnę  - nie zapomniałem tych słów, mam je w uszach. Mogę powtórzyć za bł. Janem Pawłem – to jest moja matka ta ziemia, to jest moja matka ta ojczyzna….
Budujmy naszą miłość do ojczyzny, bo jej nigdy za wiele. Nie można niszczyć – trzeba budować, intensywnie budować. Budować przyszłość naszego narodu – na Bogu i ojczyźnie.


Ojczyzna moja - to ta ziemia droga,
Gdziem ujrzał słońce i gdziem poznał Boga,
Gdzie ojciec, bracia i gdzie matka miła
W polskiej mnie mowie pacierza uczyła.

Ojczyzna moja - to wioski i miasta,
Wśród pól lechickich sadzone od Piasta;
To rzeki, lasy, kwietne niwy, łąki,
Gdzie pieśń nadziei śpiewają skowronki.

Ojczyzna moja - to praojców sława,
Szczerbiec Chrobrego, cecorska buława,
To duch rycerski, szlachetny a męski,
To nasze wielkie zwycięstwa i klęski.

Ojczyzna moja - to te ciche pola,
Które od wieków zdeptała niewola,
To te kurhany, te smętne mogiły -
Co jej swobody obrońców przykryły.

Ojczyzna moja - to ten duch narodu,
Co żyje cudem wśród głodu i chłodu,
To ta nadzieja, co się w sercach kwieci,
Pracą u ojców, a piosnką u dzieci! - M. Konopnicka

sobota, 2 listopada 2013

Czy to jest mój Jezus ?

Dawno temu, w osadzie na nizinie u stóp Andów żyło pokojowe plemię. Pewnego dnia – osada ta została zaatakowana przez bandę zbójców z okolic wysokogórskich. Oprócz łupów, zabrali oni również dziecko jednej z rodzin i uprowadzili w góry. Ludzie z tego plemienia, jako ludzie z nizin, nie wiedzieli jak pokonać góry. Nie znali szlaków, nie umieli nawet szukać uciekających po ich śladach. Jednak, pomimo tego wysłali grupę swoich najlepszych wojowników, aby odszukali dziecko i przyprowadzili do rodziców. Próbowali podejść jedną drogą, potem inną. Jednym sposobem, potem drugim i nic, nie dali rady. Po wieli dniach i tygodniach próby zdobycia gór udało im się podejść zaledwie kilkaset metrów. Postanowili wrócić do osady pokonani przez góry. Kiedy wracali do domów, zobaczyli idącą z gór matkę dziecka, które było porwane. Niosła na rękach swoje dziecko, które udało jej się odbić z rąk porywaczy. Jeden z członków wyprawy, zdumiony tym, że kobiecie udało się nie tylko wspiąć na górę, ale również odszukać porywaczy i odzyskać dziecko zapytał: Jak ci się to udało? My, najsilniejsi mężczyźni z osady nie daliśmy rady.   Kobieta odpowiedziała: to nie było wasze dziecko





Można nawiązując do dzisiejszej Ewangelii tę historię pokazać od drugiej strony. Skąd ta zawziętość Zacheusza, wspinanie się na drzewo? Dlaczego tylko On tak zrobił, wielu pewnie chciało zobaczyć Jezusa i nie tylko on był niski. W ogóle ludzie nie byli zbyt wysocy w tamtym czasie.  Odpowiedź: to nie był ich Jezus. To nie był ten, na Którego byli gotowi patrzeć jak na zbawiciela.  Zacheusz najpierw dostrzegł swoją niemoc, a potem zobaczył Jezusa takiego jaki jest. Nie ubierał go w bezpieczne dla swojego grzechu wyobrażenie. Chciał go zobaczyć, bo uwierzył, że może on zmienić jego życie. Tak jak ta matka z opowiadania, wierzyła, że skoro to jest jej dziecko uda jej się je odzyskać. Zacheusz wierzył, że skoro Jezus jest w stanie dać mu szczęście to on musi go zobaczyć.

Jaki jest nasz obraz Jezusa ? Czy Jezus z Ewangelii, ten wybaczający, ale wymagający jest Jezusem, którego znamy i którego chcemy ? Czy chcemy oglądać takiego Jezusa, który nie daje pozwolenia na zło i na pobłażanie? Czy taki Jezus, którego widzimy na kartach Ewangelii to jest nasz Jezus ? Którego jesteśmy w stanie odszukać w naszym życiu za wszelką cenę?

Zacheusz chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, ale był zbyt niski aby to zrobić. Zbyt niski, aby go zobaczyć w tłumie. Widzimy więc, że trzeba wyjść z tłumu, z jednakowości, aby zobaczyć Jezusa całym sobą. Trzeba więc być sobą, aby umieć wyrwać się tłumu i stanąć twarzą w twarz z Jezusem.  Zacheusz potrafił to zrobić. On, grzesznik i oszust, celnik – wyszedł z tłumu. Jest różnica między tłumem a wspólnotą. Wspólnota jest grupą ludzi wspólnie patrzących w jednym kierunku. Każdy człowiek jest jednostką, ale jest też zjednoczony z innymi. Tłum to miejsce, gdzie nie mam miejsca dla pojedynczego człowieka. Liczy się ogół. 

Każdy z nas jest we wspólnocie, Kościoła, rodziny, przyjaciół. Zacheusz nie był we wspólnocie, ale w tłumie. Musimy się tak jak on wydobywać z tłumu, aby nie zagubić w nim siebie, nie zagubić w tłumie swoich uczuć.

Nie naśladujmy Zacheusza w grzechu, ale w nawróceniu. W tym, że chciał się znaleźć we wspólnocie uczniów Jezusa. Najpierw odszukał siebie i znalazł siebie na drzewie, a potem zobaczył i pokochał Chrystusa. Stał się uczniem.

Potrzeba nam postawy ucznia, abyśmy umieli słuchać i patrzeć na Chrystusa takim jaki jest. Zacheuszowi próbowano opowiedzieć o Jezusie, ale on nie chciał opowieści, chciał Go zobaczyć osobiście.  W tym również naśladujmy Zacheusza. Nikt nas nie nauczy Chrystusa, dopóki sami Go nie spotkamy w naszym życiu.  A to spotkanie potem owocuje naszym nawróceniem. Jezus nie mówił Zacheuszowi, że ma rozdawać majątek. Sam do tego doszedł. Spowodowało to spotkanie z Panem, nawrócenie. Osobista relacja z Chrystusem.
Naśladujmy dobre wzorce. Naśladujmy Zacheusza w jego nawróceniu. Kiedy nauczymy się samych siebie, spotkamy Chrystusa. I to będzie nasz Jezus, o którego będziemy walczyć, którego będziemy zdobywać. Jezus, z którym będziemy chcieli żyć zawsze, indywidualnie i we wspólnocie Jego uczniów

Odnowienie życia

O potężny Królu, Chryste,
Ty dla chwały swego Ojca
I naszego odkupienia
Zwyciężyłeś przemoc śmierci.
  Pełen blasku wstałeś z grobu
I przez moc misterium Paschy
Twoje życie w nas odnawiasz,
Gdy nas grzechy uśmiercają.
 Wprowadź nas, łaskawy Sędzio,
W światło i wieczysty pokój,
Bo przez wiarę oraz miłość
Już do Boga należymy.
  Wezwij też do siebie wszystkich,
Którzy świat ten opuszczając,
Pragną wejść do Ojca domu,
Aby Ciebie chwalić wiecznie. Amen.






Wezwij też do siebie wszystkich, którzy pragną wejść do domu Ojca. Tymi słowami modlimy się dzisiaj w hymnie nieszporów – za naszych zmarłych. Po wczorajszej radości w uroczystość Wszystkich Świętych, przychodzi moment na chwilę refleksji, ale również radosnej nadziei na to, że Ci, których znaliśmy za życia – są w niebie. Pomagają im nasze modlitwy – to wzajemne wsparcie Kościoła na Ziemi i Kościoła w niebie jest bardzo cenne. Możemy sobie nawzajem pomagać. Nasza modlitwa ma wielką moc. W tych dniach można uzyskać odpust zupełny i ofiarować go za zmarłych. Nie ma większego dowodu naszej pamięci o zmarłych. Czytamy dzisiaj u świętego Pawła, że Chrystus Zmartwychwstał, jako pierwszy z tych, co pomarli. Pierwszy – a nie jedyny. Każdy zmarły więc zmartwychwstanie do życia wiecznego. I na tamten świat – pójdą za nami nasze dobre uczynki.   Zechciejmy szczególnie dzisiaj i przez kolejne dni listopada szczególnie prosić Pana Boga o radość życia na wieki dla naszych zmarłych. Prośmy wszystkich Świętych o wstawiennictwo za nimi.

O potężny Królu, Chryste,
Ty dla chwały swego Ojca
I naszego odkupienia
Zwyciężyłeś przemoc śmierci.

Zwyciężyłeś Panie Jezu Chryste i za to chcemy Ci dzisiaj dziękować. 

czwartek, 31 października 2013

chodzić i mówić

Każdy z nas został stworzony w jakimś celu. Nie, nie będę teraz wyjaśniał wszystkiego od stworzenia świata. Jednak zawsze kiedy patrzymy na taki dzień jak dzisiejszy, kiedy w jednej uroczystości czcimy zasługi wszystkich świętych, trzeba nam sobie zdać sprawę z tego, że mamy jakieś zadania, wyznaczone nam przez Pana Boga. Zadaniem dziecka jest nauczyć się chodzić, mówić. Nauczyć się zasad bezpieczeństwa, ruchu drogowego itd. Zadaniem nastolatka jest nauczyć się odpowiedzialności, aby mógł w przyszłości spełniać dobrze swoje zadania i solidnie pracować. Zadaniem człowieka dorosłego jest wypełnić swoje powołanie życiowe, do życia w rodzinie, a czasami do życia w samotności, do kapłaństwa, do życia zakonnego.




Każdy z nas dostaje od Pana Boga zadanie. A tym zadaniem jest miłość. Miłość do Boga i do drugiego człowieka, do najbliższych.  „Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec”  - mówi dzisiaj do nas święty Jan w swoim liście. I my rzeczywiście nimi jesteśmy. Rzeczywiście. Czy wierzysz w to bracie i siostro ?

Skoro jesteśmy dziećmi Boga to Pan Bóg dał nam zadanie… nauczyć się chodzić, mówić, nauczyć się zasad bezpieczeństwa… Nauczyć się chodzić drogami Pana Boga, drogami, które zawsze wiodą ku dobremu. Mamy nauczyć się mówić – mówić do Boga w naszym życiu. Mówić do Boga naprawdę i rozmawiać z Nim. Mamy nauczyć się zasad bezpieczeństwa – czyli dekalogu. To 10 Przykazań ma nas prowadzić przez życie. Uwrażliwiam na to i bardzo usilnie proszę – to nie jest fikcja, to nie są zasady oderwane od życia – one są tak ściśle związane z życiem, że są z nim nierozłączne. Uczymy się jak dzieci mówić do Boga, chodzić Jego drogami i kochać Go jak naszego Ojca. 
Jak to robić ?  Kościół katolicki ma około pięciu tysięcy świętych,  ponad 5000  błogosławionych.  Tak bardzo wielu ludzi, którzy odpowiedzieli na wezwanie Boga do miłości. Tak wielu ludzi, z różnych stanów życia Kościoła, którzy poznali swoje zadanie – nauczyli się mówić do Boga – z głębi serca. Nauczyli się chodzić Bożymi drogami. Nauczyli się dekalogu, ale nie na ślepo na pamięć, ale sercem. To sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia.

Tak wiele przykładów ludzi, którzy zrozumieli swoje zadanie, zadanie w kościele. Święci to Ci, co do których już się ujawniło czym zostali po śmierci ziemskiej – zostali tymi zjednoczonymi z Bogiem. Tymi, którym miłość podpowiedziała jak żyć. Nam zawsze miłość podpowie jak żyć i to życie będzie piękne, pod warunkiem, że w centrum tej miłości zawsze będzie Chrystus. Zarówno miłości małżeńskiej, miłości kapłana do Kościoła. W centrum takiej miłości zawsze musi być Chrystus. Tak, jak był w centrum miłości, którą mieli w sobie święci.
A Ci, kim są i skąd przybyli – to Ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty we krwi BARANKA.  Bo miłość zawsze wymaga ofiary, jak mawiał święty Ojciec Pio.
Słyszeliśmy dzisiaj wszyscy wezwania w Ewangelii – wezwania do świętości – wezwania do nauki chodzenia i mówienia do Chrystusa. Błogosławieni smutni, cisi, łaknący sprawiedliwości, czystego serca, miłosierni, wprowadzający pokój, cierpiący prześladowanie. To jest cena miłości i to są dla nas wskazówki na życie.   To są zadania, które tak wielu już wypełniło przed nami i teraz cieszą się przebywaniem z Bogiem.   Walczyli o to, czasami długie lata, walczyli o swoją wiarę, bo dobrze się nauczyli chodzić drogami Boga i mówić Jego językiem – językiem miłości.

Wielka dzisiaj uroczystość – WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH, wielka i radosna, bo wspominamy dzisiaj wszystkich, którzy będą dziećmi Bożymi dojrzewali do nieba – i dojrzeli… bierzmy z nich przykład, przykład miłości i wytrwałości, przykład trwania przy Bogu, zwłaszcza kiedy nam trudno to robić.
Wspaniałych mamy patronów w niebie, prawda ? W dodatku wszyscy dzisiaj mamy imieniny. Prośmy Boga i świętych, aby uczyli nas świętości i miłości. Aby uczyli nas pierwszych kroków dziecka po drodze do nieba. Amen.


sobota, 26 października 2013

O Jeruzalem szczęśliwe . . .

 O Jeruzalem szczęśliwe,
Które zwiesz się "Pokój",
Zbudowane jesteś w niebie
Z żyjących kamieni,
Otoczone aniołami
Jak orszakiem ślubnym.
 Miasto Boże, pełne chwały,
Idziesz na swe gody,
By się stać oblubienicą
Bożego Baranka;
Twoje mury i ulice
Z najczystszego złota.
 Bramy błyszczą blaskiem pereł
I otworem stoją
Dla każdego, który wejdzie
Bogaty w zasługi,
W ziemskim życiu cierpiąc mężnie
Dla imienia Pana.
 Mistrz wygładza każdy kamień
Uderzeniem ciosów,
Spaja go z innymi w jedność
Wznoszonej świątyni;
Wszystkie mają trwać na zawsze
W miejscu wyznaczonym.
  Ojcu z Synem oraz Duchem,
Bogu Najwyższemu,
Cześć i chwała niechaj będzie
I teraz, i zawsze,
Bo uczynił nas przybytkiem
Swojej obecności.

Ten hymn z nieszporów dzisiejszej uroczystości mówi właściwie wszystko o dzisiejszej uroczystości.   Koniec października, przygotowania do uroczystości Wszystkich Świętych na cmentarzach, coś się kończy… kończy się powoli rok liturgiczny – jeszcze tylko 4 niedziele i będzie adwent. I dzisiaj, kiedy obchodzimy rocznicę poświęcenia kościoła spoglądamy ze czcią na budynek – na nasz kościół. Patrzymy na cegły, z których jest zbudowany, na drewniane elementy, na elementy blaszane. Na złocenia, figury, obrazy… i jedna myśl towarzyszy temu patrzeniu – wzruszenie. Wzruszenie, że tak wiele pokoleń ludzi w tym kościele modli się, od tylu lat. Tak wiele pokoleń ludzi w tym kościele rozwija swoje życie duchowe, przyjmuje sakramenty. Jest po raz pierwszy do kościoła wprowadzanych i po raz ostatni z kościoła wyprowadzanych. Czy to nie piękne > ? mieć tę świadomość przemijania czasu i nieprzemijalności kościoła.

Mistrz wygładza każdy kamień
Uderzeniem ciosów,
Spaja go z innymi w jedność
Wznoszonej świątyni;
Wszystkie mają trwać na zawsze
W miejscu wyznaczonym.
Chrystus jest tym mistrzem. To on wygładza każdy kamień uderzeniem ciosów. Kamień to każdy z nas. Chrystus nas wygładza, doświadcza, abyśmy stanowili jedno z nim. Tylko wtedy staniemy się nieprzemijalną świątynią. Tylko w jedności z Tym, Który nie przemija. I wznosi z nas Jezus świątynię, z nas, grzeszników – tworzy Kościół. Dzisiaj kiedy patrzymy na naszą świątynię parafialną patrzymy również na kościół powszechny – na całym świecie. Patrzymy na to jak Kościół próbują osłabiać z różnych stron. Atakami i fałszem. Atakują kapłanów, biskupów. Mawiają, że jak ktoś chce zniszczyć religię – uderza w kapłanów.



Ale Kościół nie przeminie. Jest wieczny, niezmienny jak niebiosa.
 Bramy błyszczą blaskiem pereł
I otworem stoją
Dla każdego, który wejdzie
Bogaty w zasługi,
W ziemskim życiu cierpiąc mężnie
Dla imienia Pana.
Kościół ziemski – obraz kościoła w niebie. Jaki obraz Kościoła jest w mojej duszy i w moim sercu ?  Czy mam w sobie obraz Kościoła opartego na prawdzie i świętości ? Czy patrzę na piękno kościoła czy tylko na jego ułomność. Zdarza się słabość, ale nie jest to słabość Kościoła, ale ludzi, członków tego Kościoła. A my często nie patrzymy na piękno ołtarza, ale tylko na to, co nie jest idealne. Na ewentualny kurz na podłodze, który nie należy do istoty sprawy. Albo patrzymy na trochę błota wniesionego przez ludzi pod butami – i ten obraz zasłania nam piękno ociosywanych przez samego Chrystusa kamieni.
Fundamentem Kościoła jest Chrystus, jak słyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu. I tylko On. Tylko na Nim budowany Kościół będzie trwał. Tylko na nim. A przecież to w nas mieszka Duch Święty – to my jesteśmy świątynią Boga. Tylko wtedy jednak kiedy naszym fundamentem jest Chrystus. Tylko wtedy możemy powiedzieć, że budujemy Kościół. A tak często nawet imię Chrystusa nie chce nam przejść przez gardło. Tak często wielu chce Kościoła bez Chrystusa. Nie ma takiego Kościoła. A jeśli taki powstaje – wkrótce runie. Nie sprzedawajmy Kościoła i Chrystusa. Wielu próbuje to robić, wielu uważa, że relatywizm moralny jest najlepszą drogą. Tak jest najlepszą drogą, ale nie do zbawienia. Chrystusa pokazuje czym jest dla nas Kościół – nie tylko ten zbudowany rękami ludzkimi, ale ten, w którym pragniemy żyć i umierać. Chrystus pokazuje, że do kościoła ludzie przychodzą na spotkanie z Bogiem. Dlatego wypędził sprzedających ze świątyni. Dlatego, że nie ma miejsca na relatywizm, na pozwalanie na wszystko. 
Słuchamy w swoim życiu Chrystusa ? Słuchamy Go ?    jeśli tak, a myślę, że tak jest – to nie róbmy z domu Ojca targowiska. Nie róbmy z Kościoła targowiska domysłów, kłamstw, oszczerstw, niesprawdzonych faktów. Wtedy będziemy Bożą budowlą, zbudowani na fundamencie Chrystusa. Dajmy się Jezusowi ociosać, abyśmy mogli stanowić Kościół Jemu wierny – tu na ziemi; Kościół z Nim zjednoczony – w wieczności. Amen.




zawody i modlitwa

Bolesław Prus w powieści „Faraon” opisuje wieczorną modlitwę ludu zamieszkującego Egipt. Władca widzi, jak sprzeczne modlitwy ludzi zderzają się ze sobą i nie docierają do boga. Jeden modlił się o susze, drugi o deszcz. Żołnierze wrogich armii modlili się o zwycięstwo. oto słyszał chorego, który modlił się o powrót do zdrowia, ale jednocześnie lekarza, który błagał, ażeby jego pacjent chorował jak najdłużej. Gospodarz prosił o czuwanie nad jego spichlerzem i oborą; złodziej wyciągał ręce do nieba, ażeby bez przeszkody mógł wyprowadzić cudzą krowę i napełnić wory cudzym ziarnem.
Wśród modlących się jest też mały chłopczyk, który modli się pospiesznie:
Dziękuję ci, dobry Boże, żeś tatkę chronił dzisiaj od przygód, a mamie dał pszenicy na placki... I jeszcze co?... Żeś stworzył niebo i ziemię i zesłał jej Nil, który nam chleb przynosi... I jeszcze co?... Aha, już wiem!... I jeszcze dziękuję ci, że tak pięknie na dworze że rosną kwiaty, śpiewają ptaki i że palma rodzi słodkie daktyle. A za te dobre rzeczy, które nam darowałeś, niechaj wszyscy kochają cię jak ja i chwalą lepiej ode mnie, bom jeszcze mały i nie uczyli mnie mądrości. No, już dosyć...
I chociaż rodzice dziecka uważają, że modli się ono źle, faraon widzi, że modlitwa chłopczyny jak skowronek wzbiła się ku niebu i trzepocząc skrzydłami wznosiła się coraz wyżej i wyżej, aż do nieba...






A jak my się modlimy? Jak wznosimy ręce do Pana Boga ? Szczerze czy na pokaz ?   Z radością czy ze smutkiem, że znowu trzeba się modlić ?
Faryzeusz i celnik, dwóch ludzi przychodzi aby się modlić.  Każdy z nas może się odnaleźć w jednej z tych postawa. Albo jestem człowiekiem, który modli się w pokorze albo nie. Nie można modlić się trochę pokornie, a potem pokazać Panu Bogu kto tu naprawdę rządzi. Wczoraj na spotkaniu mówiłem kandydatom do bierzmowania o tym, że należy starannie wykonywać znak krzyża – on jest wyrazem naszej wiary. Niechlujny znak krzyża – nijaka wiara. Mały znak krzyża – mała wiara. Porządnie wykonany, staranny znak krzyża – wiara głęboka. I to widać bardzo często i bardzo często tak się dzieje. A my mamy dzisiaj przykład modlitwy. Modlitwy pokornej.

Zapytano ostatnio papieża Franciszka w wywiadzie dla jezuitów: kim jest kardynał Bergoglio? – odpowiedział jednym słowem: grzesznikiem.
W modlitwie i relacji z Bogiem nie ma miejsca na aktorstwo. Nie ma miejsca na udawanie. Udawana modlitwa równa się udawana wiara. To okłamywanie samych siebie. Żadne modlitwy nam nie pomogą, jeśli nie będą szczere, nie będą wypływały z nas. Lepiej nie wcale nie modlić niż modlić się nieszczerze.
Występujemy w zawodach – dobrych zawodach, w zawodach naszej wiary – jak mówi święty Paweł.

A czy pod koniec życia będziemy mogli powtórzyć „ w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem” ? 


Przyszliśmy dzisiaj do tej kaplicy aby oddać cześć Panu Bogu, aby spotkać się z Nim w tej najważniejszej modlitwie. Jesteśmy różni, mamy różna potrzeby, intencje, prośby, dziękczynienia. Nie ma wśród nas ludzi lepszych, ładniej modlących się, ładniej śpiewających. Są tylko Ci, którzy spotykają się z Panem, ale jest warunek tego spotkania. Warunkiem jest patrzenie na Boga, nie na siebie. Warunkiem jest dostrzeganie większej przestrzeni niż czubek nosa własnego. Za chwilę, na ołtarzu… stanie przed nami Chrystus, w swojej śmierci i swoim zmartwychwstaniu. W takim momencie znikają wszelkie spory i różnice. W takim momencie znikają wszelkie porównywania się z innymi. Jesteśmy tylko Chrystus i Ja. Spróbujmy tak przeżyć tę Mszę, abyśmy byli w tym kościele wszyscy razem, patrzący w jednym kierunku. Abyśmy mieli tę świadomość, że Tworzymy wspólnotę, wspólnotę parafii i wspólnotę Eucharystii. Nie tworzymy wspólnoty ludzi porównujących się ze sobą, ale wspólnotę ludzi uznających swoją słabość, abyśmy mogli otrzymać niewiędnący wieniec chwały. Abyśmy mogli otrzymać moc do przemiany naszego życia. Moc bowiem w słabości się doskonali.

sobota, 19 października 2013

co odnajdzie Chrystus ?

Jesteśmy w samym centrum okresu w roku liturgicznym kiedy wspominamy bardzo ważnych świętych. Głównie są to męczennicy, jak święty Ignacy z Antiochii wspominany w ubiegły czwartek,  święty Łukasz Ewangelista w piątek, bł. Ks. Jerzy Popiełuszko wczoraj. Jutro wspomnienie bł. Jakuba Strzemię, który był zaufanym doradcą króla Polski – świętej Jadwigi, również wspominanej w ostatnim tygodniu. A pojutrze, we wtorek wspomnienie bł. Jana Pawła II. Wielu świętych, wiele przykładów życia i miłości do Chrystusa. Wiele przykładów modlitwy. To właśnie o modlitwie, wytrwałej i szczerej mówi nam dzisiaj Chrystus w Ewangelii. Słyszymy również o modlitwie wytrwałej w Starym Testamencie, kiedy Mojżesz trzymał ręce podniesione, w czasie kiedy Izrael walczył z Amalekitami. Niezwykłe to wydarzenie, kiedy od podniesionych rąk człowieka i wytrwałości zależy powodzenie walki. Niezwykłe to wydarzenie, kiedy widzimy tak wielkie zaufanie do Pana Boga. Wiele jest przykładów modlitwy, wytrwałej, wręcz narzucającej się Panu Bogu. Ci święci, o których wspominałem na początku, których wspomnienia obchodzimy w ubiegłym i w tym tygodniu również byli ludźmi wielkiej i wytrwałej modlitwy, zaufania Bogu, kontemplacji. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby przykład Jana Pawła II. Kiedy w 1999 roku odwiedzał katedrę na Wawelu, było około godziny 18.00, a więc dla każdego kapłana jest to czas modlitwy nieszporów. Papież poprosił o brewiarz i lampkę i w momencie kiedy cała Polska i nie tylko czekała na to co zrobi i co powie będąc na Wawelu on modlił się w ciszy około 20 minut. Media nie wiedziały co robić. Cisza w eterze, nikt nie ośmielił się komentować, bo modlił się papież. Był cały zatopiony w modlitwie.  

Żarliwą modlitwą wyróżniał się również bł. Ksiądz Jerzy, pamiętnej nocy, kiedy wracał z Bydgoszczy i został porwany i zamordowany, modlił się na różańcu, którą to modlitwę szczególnie ukochał. Święty Ignacy Antiocheński został skazany na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta. Modlił się przed śmiercią aby mógł stać się czystą pszenicą, z której powstanie chleb ofiary dla Boga.
Modlitwa – wytrwała i nieustająca. Do takiej nas dzisiaj zachęca Chrystus. Dzięki tej modlitwie święci osiągali swoją świętość i mogli ofiarować siebie Bogu. Ale nie tylko siebie, również i innych. Ta wdowa z Ewangelii została wysłuchana dzięki swojemu uporowi. Zawzięła się i powiedziała, że nie daruje temu sędziemu, nie zostawi go, dopóki mu nie pomoże. I udało się… wziął ją w obronę.




A teraz przenieśmy nasze rozważania na nasze relacje do Boga. Skoro sędzia, który nie liczył się z ludźmi wysłuchał wdowy, to o ileż bardziej Bóg nas wysłucha, gdy będziemy się wytrwale modlić.  Przedziwna prawidłowość. Bóg słucha wytrwałych. Ale nie zawsze, ktoś może powiedzieć. Nieraz Bóg nie słucha naszych modlitw. Modlimy się tydzień, miesiąc, rok, 10 lat i nic. Dlaczego tak jest ?   Odpowiedź jest w miarę oczywista, ale bardzo trudna do przyjęcia.

Ponieważ wie lepiej czego nam potrzeba. W zrozumieniu tych słów tkwi problem  z dzisiejszej Ewangelii.  Zaprasza nas Bóg do przyjęcia tego co nam daje. Czasami to się dzieje bardzo wbrew naszej woli, naszym planom. Wtedy Bóg przychodzi ze swoim planem na nasze życie, który zawsze jest dla nas dobry. Nie jest to dobro pozorne, ale prawdziwe, głębokie. Czasami trzeba nam długo walczyć z Bogiem o zrozumienie tego co nam daje. Ale zawsze wygramy kiedy damy się Bogu prowadzić, zachowując naszą wolną wolę. Kiedy damy się Bogu prowadzić będziemy jak Ci święci, o których dzisiaj  mówię. Będziemy umieli oddać swoje życie, nie koniecznie w sposób męczeński, ale przede wszystkim w codzienności. W tym, że nie będziemy przymykać oczu na zło, w tym, że nie będziemy udawać, że pada deszcz kiedy ktoś pluje na Boga i Kościół. To modlitwa da nam właściwe rozeznanie naszego życia i rozwiązania problemów, przed którymi przyjdzie nam stanąć. Modlitwa czyli rozmowa z Bogiem, wytrwała. Modlitwa czyli przyjmowanie tego co daje nam Bóg. Pan Bóg weźmie nas w obronę gdy będziemy się do Niego zwracać. Gdy ktoś modli się o odwagę to Bóg da mu odwagę czy okazję do wykazania się odwagą ? Jeśli ktoś ma kryzys w rodzinie, to Bóg zrobi cud przez pstryknięcie palcami czy da tej rodzinie okazję to większej miłości, do okazywania uczuć?
Pan Bóg wie, On jest mocniejszy od zła, nieskończenie większy. Modlitwa ma wynikać z wiary, ale jednocześnie początkiem wiary jest modlitwa i słuchanie Słowa Bożego. 

Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie ? Czy znajdzie świętych takich jak bł. Jerzy, bł. Jan Paweł II, święty Ignacy, Święty Łukasz Ewangelista. Czy znajdzie miłość w rodzinach, radość życia w młodych ludziach? Czy znajdzie szacunek dla drugiego człowieka, poszanowanie życia od poczęcia do naturalnej śmierci? Czy znajdzie wiarę na ziemi ?


Od nas zależy, co odnajdzie w nas Bóg, kiedy zapragnie się z nami spotkać w jakimś wydarzeniu naszego życia. 

sobota, 21 września 2013

nie możemy



Wiele dzisiaj w świecie dyskusji o pieniądzach. Wiele rozmów toczonych w różnych sferach życia, w różnych środowiskach, w domach, wszędzie. Uciekamy od utartych sloganów. Coraz bardziej i śmielej mówimy o pieniądzach i przestaje mieć rację bytu przysłowie, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Wszystko się zmienia. Świat idzie do przodu. Czasem na ślepo, ufając kłamstwu zamiast prawdzie.  Postęp ludzkości często rodzi wyzysk, nowe odkrycia przysparzają zamiast szczęścia – pogłębienie biedy, zwłaszcza w krajach rozwijających się. 

Dzisiaj Ewangelia wydaje się być bardzo na czasie, kiedy słyszymy o tym, jakim bożkiem stał się pieniądz. Papież Franciszek mówił o na ten temat przedwczoraj podczas swojej homilii. :  Ktoś jednak powie: «Ale przecież znam Dziesięć Przykazań i żadne z nich nie mówi źle o pieniądzach. Przeciwko któremu z nich się grzeszy, gdy działa się dla pieniędzy?» Odpowiadam: przeciwko pierwszemu! Grzeszysz bałwochwalstwem! Oto dlaczego: bo pieniądz staje się bożkiem, któremu oddajesz cześć! I dlatego Jezus mówi nam, że nie możemy służyć bożkowi pieniądza i Bogu żywemu. Albo jednemu, albo drugiemu. Pierwsi Ojcowie Kościoła – mówię o wieku III, między rokiem 200 i 300 – powiadali mocno: «Pieniądz to diabelskie łajno». Jest tak dlatego, że czyni nas bałwochwalcami, psuje nasz umysł pychą, sprawia, że stajemy się maniakami spraw próżnych i oddala nas od wiary, korumpuje”. 

Tyle Franciszek. Pieniądz nie może być bogiem, bo wtedy świat staje na głowie i wariuje. Pieniądz nie może być bożkiem i to powtarzam z całą świadomością tego. Jest śliska granica pomiędzy uważaniem pieniędzy za element niezbędny do życia a uważaniem pieniędzy za coś, bez czego życie nie jest prawdziwe. Trzeba nam prawdy. Nam wszystkim trzeba stanięcia przed lustrem i spojrzenia na siebie. Czy jeszcze widzimy coś poza sobą, naszym egoizmem i przywiązaniem do pieniędzy?

Trzeba mieć pieniądze, one są ważne, ale nie są sensem życia, bo zaślepiają, bo czynią człowieka ślepym na drugiego, a przede wszystkim na Boga. To grozi każdemu. Każdemu grozi ślepota, spowodowana służeniem pieniądzom, o czym mówi dzisiaj Chrystus w Ewangelii. będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać”. – tak mówi dzisiaj prorok Amos o uczciwości. Nie wiem jak Wy, ale ja się czuję jakby prorok Amos te słowa wypowiedział wczoraj, albo dzisiaj. Czy nasze czasy nie są podobne do tamtych? Czy brakuje ludzi nieuczciwych i kłamców, oszustów? Nie, nie brakuje. Są wszędzie i sprawiają, że życie człowieka może się stać zależne od pieniądza, a uczy nas Chrystus, że takie być nie może.

Uczy nas Chrystus, że mamy wierzyć w Boga Ojca, nie w pieniądze. Nasza wiara ma być autentyczna. A kiedy taka będzie ? Kiedy będziemy się starali o sprawiedliwość. Kiedy będziemy wierni poczynając od małej rzeczy, kończąc na wielkiej.  Wiara jest relacją człowieka do Boga i odwrotnie. Wiara jest spotkaniem, nigdy nie spotkaniem z bożkiem, ale zawsze z Żywym Bogiem.
Komu mamy służyć ?  Daje nam dzisiaj Chrystus wybór – albo Bogu, albo pieniądzom. Nie ma innego wyjścia. Nie znaczy to, że można żyć w dzisiejszym świecie bez pieniędzy, bo przecież jest bieda i wiele trudnych sytuacji materialnych. Trzeba jednak zawsze wybrać – co jest ważne dla mnie ? Kto jest dla mnie ważny. To pieniądz ma służyć nam. I to mówię przede wszystkim do siebie i do was tu obecnych. Służyć znaczy oddawać siebie, dawać coś z siebie. To Bogu oddajemy siebie.

Byłem kiedyś u mojego przyjaciela w Ciechanowcu. Jechałem pociągiem, wysiadłem na stacji i kilkanaście kilometrów, które pozostały do Ciechanowca przejechałem właśnie z ks. Łukaszem, który po mnie wyjechał. Jechała tym pociągiem również siostra zakonna, która poruszała się o własnych siłach, ale czasami potrzebowała skorzystać z wózka inwalidzkiego, który wiozła. Ona również musiała pokonać te kilkanaście kilometrów do Ciechanowca. Ksiądz Łukasz postanowił podwieźć siostrę i wziąć jej wózek. Jego samochód nie był zbyt duży, nie znam się na markach, ale był trzy drzwiowy. Okazało się, że będzie problem z umiejscowieniem wózka w bagażniku i trzeb go było wepchnąć do środka na tylne siedzenie… siostra gdy zobaczyła te komplikacje, które mieliśmy obaj z ks. Łukaszem pakując ten wózek powiedziała: to ja nie będę księżom przeszkadzała, zadzwonię po kogoś – przyjedzie i weźmie. Widzę, że księdza samochód nie zmieści mojego wózka.  Ks. Łukasz – mój przyjaciel powiedział wtedy tak: Siostro – przecież to samochód ma nam służyć, a nie my jemu.

To rzeczy materialne mają nam służyć, nie my im. To pieniądze mają nam służyć, a nie my im. Trzeba nam o tym pamiętać, zwłaszcza teraz kiedy tak wiele jest kłamstwa i wyzysku na świecie. Walki o wysokie stanowiska. Trzeba nam pamiętać, że nie można służyć dwóm panom.
Bądźmy wierni w naszej codzienności Chrystusowi. Nie potrzeba nam wielkich wyczynów, potrzeba wierności w małych rzeczach, w codziennych sprawach. 

sobota, 14 września 2013

powstanie i powrót

Liturgia Słowa zwraca dzisiaj naszą szczególną uwagę na to co grzech może uczynić z człowiekiem, jak bardzo może go osłabić i pokonać, jak mogłoby się wydawać.
W pierwszym czytaniu słyszymy o tym jak lud, który wędrował przez pustynię z Mojżeszem zaczął się odwracać od Boga, zaczął szemrać przeciw Bogu i tracić wiarę, że uda im się dojść do Ziemi Obiecanej. Odlali sobie posąg cielca ze złota, które wynieśli z Egiptu i jemu zaczęli oddawać cześć. Mojżesz wstawia się na nimi u Boga, aby ich nie karał, aby dał im kolejną szansę. I Mojżeszowi się udało, Pan Bóg zaniechał kary za grzech oddawania czci bożkowi.




Iluż z katolików również sprzeniewierza się Bogu? Często bywa tak, że jest wszystko pięknie i wspaniale, że zagłuszają swoje sumienie i udają, że jest wszystko w porządku. Zagłuszanie sumienia jest przeciwstawieniem się Bogu, który dał nam to sumienie. Na pozór dobre życie, a wewnątrz zakłamanie i fałsz.  Pan Bóg się brzydzi fałszem i zakłamaniem. Brzydzi się pozorami.    
 Nam wszystkim tu obecnym potrzeba stałego nawrócenia, abyśmy nie byli jak Ci, którzy żyją na pozór, którzy uważają, że bogactwem można załatwić wszystko, kupić wszystko i dzięki niemu mieć wszystko. Trzeba nam spojrzeć na siebie i zapytać – co jest dla mnie najważniejsze ? Czy moim Bogiem wciąż jest Trójjedyny Bóg? Czy moim Bogiem wciąż jeszcze jest Ten, Który za mnie umarł i zmartwychwstał?

I jak sobie uświadomimy nasz grzech i naszą słabość… powtórzymy słowa psalmu dzisiejszego:  wstanę i wrócę do mojego Ojca. Bo to nam pozostaje. Kiedy czytamy fragment Ewangelii na dzisiaj przeznaczony i słyszymy przypowieść o synu marnotrawnym dźwięczą nam w uszach słowa: wstanę i wrócę do mojego Ojca. Te słowa są jak echo w dzisiejszej liturgii Słowa. Te słowa Jezus wypowiada dzisiaj po to, aby mocno zapadły nam w serca i umysły.
Nawrócenie to kwestia nie tylko postanowienia sobie, że od tej pory będę lepszy. Takie postanowienie to żadne postanowienie. Takie słowa to żadne słowa. Lepiej ich nie wypowiadać.

Nawrócenie to kwestia stanięcia w prawdzie o sobie i podjęcie działania. Nawrócenie to nie tylko chęć przemiany życia, ale to przede wszystkim przemiana życia. Nie słowa, ale czyny.

Kiedyś na spotkaniu do bierzmowania zapytałem młodego człowieka:  czy można próbować się nawracać ?  odpowiedział, że tak. Więc poprosiłem go, żeby próbował wstać. Więc on wstał. Ja mówię: nie, nie wstawaj, tylko próbuj wstać. On znowu wstał i mówi: nie rozumiem, nie da się próbować wstać, bo albo się wstaje albo nie. 

Otóż to jest właśnie to: żywa i czysta Ewangelia. Nie próbujemy zmienić naszego życia, ale je zmieniamy. Nie odkładamy nawrócenia na potem. Jak będę miał więcej czasu to zajmę się swoim życiem duchowym. Od razu działamy, od razu mamy być radykalni i zdecydowani. A kto nam wtedy pomoże? Kto nam da siłę do tej walki ?  Wtedy Pan Bóg będzie dla nas jak poszukiwaczka drachmy z Ewangelii, albo jak pasterz, który idzie za owcą, która się zagubiła. Będzie nasz szukał, będzie nas szukał i znajdzie. To nie jest tak, że będzie błądził i się miniemy z Nim. On nas szuka i znajduje. 
A my: wstajemy i wracamy do naszego Ojca. Święty Paweł w drugim czytaniu dodaje nam otuchy, kiedy mówi:  A nad miarę obfitą okazała się łaska naszego Pana wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie JezusieNam się zdawało, że nie damy rady z nawróceniem, bo będzie nam za trudno. Ale nad miarę obfitą okazała się łaska Pana. Obfitą okazała się łaska Pana – dla każdego z nas, którzy podejmujemy walkę. Którzy nie próbujemy wstać, ale wstajemy. Dla każdego z nas, którzy nie próbujemy się nawracać, ale to robimy.


Bądźmy miłosierni, jak Ojciec z dzisiejszej przypowieści. Bądźmy ludźmi, którzy się nawracają i potrafią pokonać swoje słabości dzięki Temu, który za nas umarł i zmartwychwstał. Bądźmy ludźmi, których wiara jest prawdziwa, a sumienie nie jest zagłuszone przez kłamstwo.   Wstajemy i wracamy do naszego Ojca. 

sobota, 7 września 2013

prawda i krzyż



 Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Trudne te słowa z Ewangelii daje nam dzisiaj Bóg do rozważenia. Wymagające i niezrozumiałe na pierwszy rzut oka.    Dostałem kiedyś na imieniny takie życzenia: Życzę Ci niespokojnego serca, które nie zazna spokoju do czasu aż nie spocznie w Panu Bogu.

Dziwne mi się wydały te słowa, ale kiedy dłużej nad nimi myślałem, tym bardziej docierało do mnie ich ukryte znaczenie, ich głębia i mądrość. Moje serce ma być niespokojne dopóki  nie spocznie w Bogu. Moje serce ma być NIESPOKOJNE, kiedy chodzi o Boże sprawy. Serce każdego z nas ma być niespokojne. Co to znaczy, że mam mieć w nienawiści moją rodzinę ? Dlaczego tak ?  nie chodzi o to, żeby kogoś nienawidzieć, ale o to, żeby umieć określić w naszym życiu co jest najważniejsze, co jest na miejscu pierwszym. Mamy się codziennie uczyć nieustannie jak być tymi ludźmi, którzy biorą swój krzyż i dopiero wtedy idą za Jezusem. Biorą swój krzyż to znaczy przyjmują na siebie wymagania, które stawia nam Ewangelia. Nie wybiórczo, ale w całości. A co to za wymagania?  Wiara w Chrystusa, która nie uznaje kompromisów, wiara w Jezusa, która jest często wyśmiewana za to co głosi. Wiara w Jezusa, którą mamy mieć w sobie to nie jest przyzwalanie na zło – pod żadną postacią. To nie jest wybieranie sobie elementów nauki Kościoła, które są dla nas wygodne. Wiara to nie jest przymykanie oczu na grzech, nawet kiedy trzeba wytknąć błąd komuś w naszej rodzinie. To właśnie znaczą słowa o tym, że trzeba mieć w nienawiści naszą rodzinę i siebie samego. Jeśli ktoś z nas grzeszy to wszyscy inni mają nienawidzieć tego grzechu, a nie mówić, że nic się nie stało. Zawsze patrzymy na człowieka i nigdy go nie potępiamy. Zawsze nienawidzimy grzech, a szanujemy człowieka. I to jest właśnie wiara, o której mówi dzisiaj Jezus. Mamy być gotowi na potępienie grzechu. Tam gdzie trzeba dostrzec szatana, trzeba go nazwać po imieniu i potępić. Wdziera się obecnie pod różnymi postaciami szatan do umysłów ludzi, zwłaszcza dzieci. Pod pozorem niewinnej zabawy czy obrazków rozpoczyna rozkład dobra w duszach dzieci, młodzieży i dorosłych.

Nazywamy rzeczy po imieniu. Spoglądamy na zło i mówimy, że widzimy zło, a nie że to chyba dobro, albo nie wiemy co to, więc na wszelki wypadek zgodzimy się na to.
Jezus mówi wyraźnie – trzeba mieć w nienawiści nawet samego siebie i trzeba się pozbyć wszystkiego aby można było być prawdziwym uczniem Chrystusa.
I drugie najmocniejsze zdanie dzisiejszej liturgii słowa: kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.

Dwa lata temu decyzją księdza rektora naszego seminarium zostałem skierowany na roczny urlop dziekański do jednej z warszawskich parafii. Byłem wtedy po piątym roku. Decyzja o urlopie spadła na mnie zupełnie nagle. Rozpocząłem urlop zupełnie nieświadomy tego, że będzie to czas największych zmian w moim życiu. Czas kiedy namacalnie doświadczyłem znaczenia tego zdania z dzisiejszej Ewangelii: kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.  Nie rozumiałem kompletnie do tej pory co znaczy to zdanie. Mało tego, wydawało mi się, że wiem co znaczy, ale uparcie trwałem w błędzie. Dopiero kiedy doświadczyłem braku i pustki zrozumiałem, że tylko Bóg może dać mi prawdziwe szczęście.

Wyrzec się wszystkiego to znaczy więc: uznać, że to co mam, mam tylko i wyłącznie dzięki dobroci Boga. Wyrzec się wszystkiego to uznać, że żadne materialne bogactwa nie dadzą mi szczęścia prawdziwego. I Wreszcie wyrzec się samego siebie to zacząć żyć w prawdzie.  Trzeba być prawdziwym i autentycznym w swoim życiu. Nasze życie musi się opierać na prawdzie, bo nie będzie prowadziło do zbawienia. Żyjąc w kłamstwie zamykamy sobie drogę do nieba. Żyjąc w kłamstwie oddalamy się od Boga, który jest źródłem prawdy. Prawda, nawet najboleśniejsza jest zbawienna. Nikt z nas nie ma prawa udawać kogoś kim nie jest. Nikt z nas nie ma prawa zagłuszać własnego sumienia jak to mówi w imię miłości bliźniego. Pan Bóg brzydzi się kłamcami, ale daje łaskę żyjącym w prawdzie. Tylko prawda nas wyzwoli, jak mówi święty Paweł.  Chrystus każe nam zastanowić się, czy miłość do Boga jest silniejsza od miłości rodzinnej, od przywiązania do siebie samego, swoich upodobań i pragnień. Każe nam obliczyć i przemyśleć sobie, czy będzie nas stać na wzięcie krzyża, czyli podjęcie zadań, które mogą się okazać sporym ciężarem i będą wymagały dużego samozaparcia, wysiłku, rezygnacji z przyjemności i wygody. Trud ten przekracza naturalne możliwości człowieka i bez wiary jest niewykonalny. Bez wiary tzw. pójście za Chrystusem, które my nazywamy dzisiaj „byciem katolikiem”, jest próżne i daremne, nie przynosi żadnych owoców, lecz staje się powodem zgorzknienia i narzekań. Co gorsza, ludzie, którzy idą za Chrystusem bez odpowiedniego „wyposażenia” czy wymaganych kwalifikacji, dają fałszywe świadectwo: podając się za katolików – zwykle bardzo głośno i z tupetem – swoim postępowaniem zniechęcają innych do przyjęcia nauki Chrystusa. Być może, nie brzmi to zachęcająco, a wymagania dzisiejszej Ewangelii napawają nas lękiem. Ale nie o to chodziło Chrystusowi, by nas zniechęcić, lecz by nas zmobilizować do poważnego potraktowania swojej wiary i wynikających z niej konsekwencji. Kalkulacje ekonomiczne przeprowadza się bowiem nie po to, by zaniechać wszelkiej działalności, lecz by przystąpić do niej z gwarancją sukcesu. Podobnie i Chrystus: chce nam dopomóc, byśmy w życiu wiary osiągnęli radość, satysfakcję i cel, a nie zgorzknienie i poczucie strat oraz porażki. A warunkiem sukcesu chrześcijanina jest wiara, czyli pełne przylgnięcie do Chrystusa i Jego krzyża. Bez ufnej wiary chrześcijaństwo nie ma sensu. Bez życia w prawdzie chrześcijaństwo nie ma sensu. Tylko wtedy nasze życie będzie miało sens, kiedy będziemy naśladowcami Jezusa. W jego miłości, w jego ofierze i w jego życiu. Arcybiskup Stanisław Nowak napisał kiedyś takie słowa: "Prawda o krzyżu to prawda, o którą ludzie mogą się rozbić. Ona przerasta człowieka. Dzisiaj często ludzie protestują wobec tej prawdy. Człowiek uważa, że jest bogiem. Na miejscu krzyża bardzo często stawiany jest przez dzisiejszego człowieka «wielki nikt» i człowiek żyje dla pustki. Nie chciejcie Jezusa bez krzyża. Umiejcie pokutować. Patrzcie na krzyż. Bóg płaci Krwią swoją za was”.