niedziela, 18 sierpnia 2013

rozłam w imię czego ?

Usain Bolt  zwany często „Błyskawicą” jest jamajskim biegaczem uważanym za najszybszego człowieka świata. Był wielokrotnie mistrzem olimpijskim. Bolt, podobnie jak wielu wybitnych sportowców na całym świecie, poświęca niezliczone godziny na trening, uczy się i stosuje odpowiednią dietę po to, aby zrealizować swoje marzenia, skupieni na osiąganiu dobrych wyników sportowcy podporządkowują temu celowi swoje życie, zdobywając się na poważne wyrzeczenia. Czy myśleliście kiedyś o tym, że jesteśmy wszyscy sportowcami, którzy biegną w najważniejszym biegu swojego życia? Mamy przecież start, czyli nasz chrzest. Mamy metę czyli zbawienie, mamy trenera czyli Jezusa Chrystusa. Mamy także tych, którzy nas dopingują, aniołów i świętych. Oni liczą, że uda nam się kiedyś zobaczyć nasze zwycięstwo w zawodach, tak jak my zobaczyliśmy ich zwycięstwo. Dopinguje nas również rzesza wyznawców Jezusa.




I patrzymy dzisiaj na czytanie, które usłyszeliśmy o tym, że mamy biec wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Wytrwale biec w wyznawaniu wiary. A to jest o tyle trudne, że czasami nawet członkowie naszej rodziny nie chcę żebyśmy brali udział w tym biegu, żebyśmy wyznawali wiarę. W tym kontekście należy rozumieć słowa dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi, że przyszedł poróżnić syna z ojcem i matkę z córką. Wszystkich przyszedł poróżnić i pokłócić. Ale to nie koniec. Nie samo poróżnienie jest celem samym w sobie. Celem tego poróżnienia, o którym mówi Ewangelia jest troska o sprawy Boże, o wiarę. O to, żebyśmy podjęli bieg. Nawet wtedy, kiedy członkowie najbliższej rodziny będą nas zatrzymywać i mówić – ten bieg nie ma sensu, ta wiara nie ma sensu. Wtedy trzeba się pokłócić i powiedzieć: ja wiem, że zawody mojego życia są moim powołaniem. Wiem, że bieg, który chcę podjąć to wola Boga, a ja tylko Jemu ufam. W takim sensie rozumiemy słowa Ewangelii Jezusa o tym, że nie przyszedł przynieść na świat pokoju, ale rozłam. Każdy z wierzących, każdy z nas siedzących dzisiaj w ławkach w tym kościele, i stojących obok ławek ma przynosić rozłam w swojej rodzinie. Rozłam w sprawach wiary, rozłam wtedy kiedy nie wolno nam tolerować grzechu i nie wolno nam tolerować świętego spokoju. Powiedzenie „dajcie mi święty spokój” nie ma racji bytu w chrześcijaństwie. Nie ma świętego spokoju dopóki w jego imię tolerowany jest grzech, który nie tylko przeszkadza nam biec w zawodach wiary, ale uniemożliwia nam pracę nad sobą. Obojętność na grzech jest dużo gorsza od nienawiści. W ogóle obojętność jest gorsza od nienawiści. Pytał mnie wczoraj mój przyjaciel, który był u mnie w odwiedzinach: jak to jest w Warszawie? Jak się idzie ulicą w sutannie to co ludzie mówią? Chwalą Jezusa czy raczej bluźnią?

Z przykrością stwierdziłem, że są raczej obojętni. Wolałbym gdyby mnie zmieszali z błotem.  Nienawiść jest objawem wyrzutów sumienia, które nienawidzący chcą zagłuszyć. A co czuje ten, który już zagłuszył swoje sumienie? Taki człowiek jest obojętny. W tym, który walczy działa jeszcze głos sumienia. W tym który się poddał już nie.

W naszych zawodach nie wolno nam się poddać. W połowie trasy maratonu nie wolno nam powiedzieć, że już nie możemy, bo cel jest zbyt piękny, bo celem jest nasze zbawienie. I o tym nam mówi dzisiejsza Ewangelia. Jezus przyszedł rzucić ogień na ziemię. Człowiek wierzący ma płonąć wiarą, ma wskazywać swoją wiarą drogę innym. Człowiek, który biegnie w zawodach potrzebuje czasami ochłody, posilenia się wodą… w naszym biegu wiary są to sakramenty. Ochładzają  nas i dają nam siłę do dalszego biegu. Spowiedź, Komunia Święta. Ale również pozostałe sakramenty, do których czasami trzeba zachęcać usilnie tych, których spotkamy na drodze naszej wiary.
I w tych sportowych porównaniach trzeba pamiętać jeszcze o jednym: naszą konkurencją, w której występujemy jest maraton, nie sprint. Trzeba więc biec równym tempem, bo inaczej nie osiągniemy celu, nie dotrwamy do celu. Nie trzeba całej trasy pokonać w tydzień, w rok, w 5 lat. To Bóg wyznacza nam czas. Biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach przynosząc prawdziwy pokój w naszych rodzinach. Nie pokój, który jest chwilowy i sztuczny. Nasze życie ma być ogniem, mamy płonąć dla Pana w naszej codzienności.


Zakończmy nasze rozważania słowami modlitwy: Panie Jezu Chryste, chcę iść za Tobą i naśladować Ciebie w mojej codzienności. Chcę biec w zawodach, które są dla mnie wyznaczone. Pomóż mi wprowadzać prawdziwy pokój w mojej rodzinie. Naucz mnie nigdy nie zadowalać się świętym spokojem i nigdy nie przymykać oczu na grzech. Naucz mnie nazywać grzech po imieniu i walczyć z nim z Twoją świętą pomocą.  Nie wiem ile jeszcze drogi mi zostało, Ty to wiesz Panie i Tobie się oddaję. AMEN! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz