poniedziałek, 18 lutego 2013

podobny


Bardzo często współcześnie widzimy Jezusa, który triumfuje, króluje, jest Bogiem. Chcemy go koronować na Króla wszystkiego a zapominamy, że przede wszystkim ma on być królem naszego serca, dopiero później zakładamy mu na głowę koronę wszechświata, której nigdy nie przestał mieć. Trzeba nam też zobaczyć w Jezusie prawdziwego człowieka, którym był i jest. Trzeba nam zobaczyć, że On również cierpiał, był samotny, bał się, był przerażony tym co ma na niego przyjść, a nie odczuwał trwogę, bo niewiele nam mówi to górnolotne słowo.

Ta noc w Getsemani, nie jest przeznaczona na sen. „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”  mówi Jezus do uczniów. I po raz kolejny wziął osobno trzech wybranych uczniów, Piotra, Jakuba i Jana. Tych samych, którzy byli niegdyś świadkami przemienienia Pana. Dzisiaj zobaczą rzeczy straszne. Chrystus idzie na mękę. Ona jest coraz bliżej.




Jezus bierze więc ze dobą swoich zaufanych przyjaciół. Chce im się zwierzyć z tego co przeżywa. Oni jednak, mimo tego że słyszeli przerażającą prośbę Jezusa o modlitwę i wzajemne czuwanie, nie są w stanie jednej godziny być przy Nim wytrwale. Podobnie jak wielu ludzi nawet w niedzielę, nie jest w stanie być jedną godzinę na Mszy Świętej. Jezus modli się w samotności. To jest chwila największej trwogi, największego bólu człowieczeństwa. Jezus oddalił się na odległość rzutu kamieniem. Współcześni nam teologowie powiedzą, że do tej pory Kościół, tak jak i jego założyciel oddala się o zła tego świata na odległość rzutu kamieniem – i kamień ten wielokrotnie w Kościół trafia. A nawet już nie jeden kamień, ale wiele kamieni, kamieni kłamstwa i obłudy wśród ludzi wierzących, kamieni niewytrwałości.

Po modlitwie Jezus wraca do uczniów, a oni „zmorzeni snem, wszyscy zasnęli”. Dlaczego i po co Jezus wrócił do uczniów? Trzykrotnie przerywał modlitwę jakby szukał u nich wsparcia w swoim cierpieniu i samotności. A jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji? Pewnie szukalibyśmy pociechy i czyjejś pomocne dłoni. A może cierpielibyśmy w samotności zagryzając z bólu zęby. Osamotniony Chrystus, przerażony i smutny. Odeszli uczniowie i zostawili go samego, a w dodatku w Kościół wciąż rzucane są kamienie…
Czego nas uczy ten obraz Jezusa samotnego w ogrodzie? Czego na uczy ten obraz, gdzie Chrystus W OGRODZIE jest do końca posłuszny Bogu, tam gdzie pierwszy człowiek w OGRODZIE rajskim był posłuszny szatanowi.

 Dlatego to się dzieje w ogrodzie. Dlatego Jezus wybrał to miejsce aby tam się modlić tuż przed męką i śmiercią.  Jezus chce nam pokazać, że nie można się bać cierpienia. Współczesny świat boi się cierpienia, boi się patrzeć na chorych i umierających ludzi, na cierpiących w bólach, na skazanych na śmierć, którzy są tak bardzo samotni w swojej bezsilności. Świat boi się cierpienia ludzi starych, niepełnosprawnych. Boi się cierpienia niewinnych matek i dzieci. Świat się boi, bo nie potrafi zrozumieć, że cierpienie ma sens tylko wtedy, kiedy odniesiemy je do Chrystusa i spojrzymy na Niego. Kiedy w naszym poniżeniu, samotności i strachu ofiarujemy się naszemu Panu. Nie ma życia bez ofiary. Jaki jest sens cierpienia? Jezus nie wyjaśnił nam go słowami – on wziął swój krzyż i cierpiał. Przezwyciężył swój strach dzięki zawierzeniu. Zwyciężył samotność dzięki oddaniu samego siebie woli Ojca. Nie jest to łatwe. Jest śmiertelnie trudne, niewyobrażalnie niemożliwe. Dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego. Do takiego uwierzenia zaprasza nas Chrystus. Bierze nas ze sobą do Ogrójca i prosi nas: czuwajcie i módlcie się. CZUWAMY? MODLIMY SIĘ ? pytajmy o sens cierpienia. Pytajmy o zasadność głodu i wyzysku. Ale chociaż tę jedną godzinę zechciejmy czuwać z Jezusem. Abyśmy naszego zmęczenia nie nazywali wtedy ulgą w eutanazji, abyśmy naszego zniechęcenia i senności nie nazywali chęcią ulżenia w cierpieniu z dobrego serca.  Jezus nie uczył na słowami jak mamy cierpieć i dlaczego. On „tylko” cierpiał. 

Co roku w seminarium duchownym w Warszawie jest organizowana sztuka teatralna. Wystawiają ją klerycy trzeciego roku. W ubiegłym roku w grudniu sztuką tą był dramat Romana Brandstaettera „Dzień gniewu”. Reżyser jednak zmienił tytuł sztuki aby uwydatnić cierpienie Jezusa i znaczenie dla cierpienia człowieka. Dramat opowiada o czasach wojny kiedy w zakonie dominikanów ukrywał się pewien Żyd imieniem Emmanuel.  Komendant miasta był przed wojną klerykiem w Rzymie, jednak w czasie wojny zaciągnął się do SS. Kiedy już odkrył, że Żyd ukrywa się klasztorze nakazał ojcom wydanie go. Gdy ci nie chcieli się zgodzić Emmanuel sam ujawnił się i oddał w ręce komendanta. Ten, aby go upokorzyć i zadać ból ubrał go w zerwaną z okna zasłonę rudego koloru a na głowę włożył mu wieniec z drutu kolczastego. Wyśmiewał się z niego, pluł na niego a ojcowie patrzyli tylko. Każdy bał się ruszyć z miejsca z obawy przed reakcją nieobliczalnego komendanta SS. Gdy skończył z niego szydzić, zostawił ich wszystkich i odjechał. Jednak pod klasztorem czekała grupa partyzantów, którzy już wcześniej wydali wyrok śmierci decyzją AK na tego komendanta. Znakiem rozpoznawczym, że opuszcza on klasztor miało być zerwanie z okna rudej zasłony. Komendant został zastrzelony przez partyzantów. Żyd natomiast stanął pod ogromnym krucyfiksem w klasztornym korytarzu i patrząc na postać Jezusa zapytał ojców: DLACZEGO JEZUS BYŁ DO NAS LUDZI TAKI PODOBNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz