sobota, 23 lutego 2013

sen


Wyobraźmy sobie, że

jesteśmy w ciemnym pomieszczeniu. Nie widać zupełnie niczego, ponieważ rzeczy w tym miejscu nie mogą odbijać światła słońca czy jakiegokolwiek innego.  Jest to miejsce zupełnie odcięte od reszty świata. Po wyjściu z tego, nazwijmy to, pokoju – nie możemy od razu przyzwyczaić wzroku do jasności.  Podchodzimy do okna i widzimy, że dzień jest bardzo słoneczny i na zewnątrz jest niebywale jasno, ponieważ słońce odbija się od śniegu i blask jest większy niż zwykle. Zarówno w zupełniej ciemności, jak i w bardzo jasnym świetle efekt jest taki sam: niewiele, albo niczego nie widać.

Abraham w pierwszym czytaniu dzisiejszym usłyszał od Boga obietnicę, że potomstwo, którym Go Bóg obdarzy będzie bardzo liczne, jak gwiazdy na niebie. Możemy sobie wyobrazić wielką radość ale i niedowierzanie Abrahama. On i jego żona w podeszłym wieku. Nagle słyszą, że będą mieli liczne potomstwo. Nie dziwne więc, że nie uwierzył Panu Bogu tak od razu i prosił Go o znak dla siebie. I Pan Bóg, cierpliwie obiecuje dać znak niedowierzającemu Abrahamowi. Obiecuje zawrzeć z nim przymierze według zwyczaju prawa, poprzez ofiarę ze zwierząt i przejście pomiędzy ich połowami w słupie ognia. I zawiera to przymierze. Jednak wcześniej dochodzimy do pewnego momentu bardzo istotnego w tym tekście z Księgi Rodzaju. Oto Abraham naszykował zwierzęta na ofiarę i czekał na Boga, kiedy przejdzie pomiędzy nimi. A gdy tak czekał – zasnął. Zaśnięcie to jest bardzo symboliczne. Wiele razy pojawi się motyw snu na kartach Pisma Świętego. Abraham zasnął, kiedy ogarnął go lęk, albo można też powiedzieć inaczej – ogarnął go lęk i zasnął. Ten sen jest symbolem trudności w życiu, trudności w wierze. Abraham się zbliża do niemal najważniejszego momentu w swoim życiu do zawarcia przymierza z Bogiem. I zasypia, traci wiarę, którą później Bóg w nim umacnia. Tę wiarę później Bóg w szczególny sposób wybierze, aby była przykładem dla innych.




Podobnie zasnęli też uczniowie, których w Ewangelii zabrał ze sobą Jezus. Wziął ich osobno na górę i poszedł się modlić. A oni zasnęli. Znajdowali się tak blisko świętości, tak blisko Chrystusa i pojawił się sen, który tutaj również może oznaczać pewną niegotowość na przyjście Jezusa, na przyjęcie jego słowa. A w tym czasie Jezus się przemienił, jego oblicze się rozjaśniło i szaty stały się lśniąco białe – objawił siebie jako Boga uczniom. Nie do końca byli jeszcze gotowi Go przyjąć jako Boga. Mimo, że często Jezus brał ich osobno ze sobą na modlitwę. I tak samo Ci trzej uczniowie  Piotr, Jakub i Jan zostali zabrani przez Jezusa osobno, na miejsce modlitwy w Ogrodzie Oliwnym. I również zasnęli. Na co tym razem nie byli gotowi? Może na mękę Chrystusa? Na to, żeby ich ukochany mistrz podjął cierpienie?
Ten sen uczniów i sen Abrahama jest bardzo znaczący, ponieważ we wszystkich przypadkach poprzedza lub towarzyszy bardzo ważnym znakom i wydarzeniom. Przymierzu Abrahama z Bogiem, przemienieniu Jezusa na górze Tabor, nadchodzącej męce.  Bardzo często w naszym życiu wiary pojawiają się ciemności i trudności. Wtedy wydaje nam się, że znajdujemy się tym ciemnym pomieszczeniu, wydaje nam się, że Bóg się od nas oddalił. Jednak to nie nieobecność Boga sprawia, że Go nie widzimy, ale nasze grzechy, jeśli im się poddajemy oddalają nas od Niego. Tak samo jak drzwi do ciemnego pokoju. Trzeba otworzyć drzwi, aby wpuścić trochę światła do pomieszczenia. A odnosząc to do naszego życia, trzeba się nawracać nieustannie abyśmy byli zawsze świadomie w zasięgu Jezusa. Tak samo kiedy stajemy w bardzo jasnym świetle. Nie dlatego nie widać nic, że jest ciemno, ale dlatego, że nas to światło oślepia. A w naszej wierze często wygląda to tak, że stoimy bardzo blisko Boga, ale nie widzimy go nie dlatego, że Go nie ma, ale dlatego, że jesteśmy tak blisko Niego. W obu sytuacjach człowiek odczuwa od Pana oddalenie. Abraham i uczniowie Jezusa również takie oddalenie przeżywali. Jednak jednocześnie stawali akurat w tym momencie bardzo blisko Boga. I zdawało się, że mogą Go nie zauważyć. 

W każdej sytuacji naszego życia jest przy nas Bóg. Nie opuszcza nas, pomimo tego, że czasami nie odczuwamy Jego obecności. On jest i działa i cały czas zaprasza nas do tego żebyśmy chcieli z nim żyć. Przemienia się wobec nas i ukazuje nam swoje oblicze. Patrzmy na Chrystusa. On jest obecny w świecie. Obecny w biednych, w chorych, obecny w tych, którym pomagamy. Obecny w każdym człowieku. W każdym człowieku jest coś z Boga, bo jesteśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Każdy jednak jest powołany do tego, aby wpatrywać się w oblicze Pana Jezusa. Powołany do tego, żeby mu towarzyszyć w drodze na Golgotę, w drodze na mękę. Mamy się odnawiać. Nasze oblicze ma być jaśniejące blaskiem Chrystusa. A jak to zrobić?  Wyznawać Chrystusa, szczególnie w małych i zdawałoby się niepozornych rzeczach, sprawach działaniach. Czuwajmy, nie bądźmy jak ludzie oddaleni od Boga. Mamy być blisko Niego.
Wtedy jesteśmy umiłowanymi uczniami Pana Jezusa, kiedy jesteśmy blisko Niego i nie zasypiamy w naszych grzechach. Kiedy nie przegapiamy naszej kolejnej szansy na zbawienie jaką daje nam kolejny Wielki Post, który przeżywamy. A przykład takiego życia w blasku Jezusa daje nam święty Paweł w drugim czytaniu: Bracia, bądźcie wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas”. Wpatrujmy się w Jezusa, w świętych, w tych, którzy przewodzą naszej wierze. Wpatrujmy się w każdego człowieka, który wypełnia wolę Boga, dla którego Bóg jest wszystkim. A Pan Bóg spełnia obietnicę swojego przymierza. Pomimo snu, który zmorzył Piotra, Jezus uczynił go głową Kościoła na ziemi. Pomimo snu jaki zmorzył Abrahama, Bóg uczynił go ojcem narodów. Oni chcieli iść za Bogiem, chcieli się cały czas nawracać. Zechciejmy i my, patrzeć na oblicze Jezusa. Zechciejmy stale być w zasięgu Jego obecności

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz